top of page

Wojciech Czusz - kosmosmolec




Pamiętasz, jak mnie biłeś? Jasne, że pamiętasz. Nie musisz przepraszać, źle mnie zrozumiałeś. Nie chcę cię zawstydzać. Chcę powspominać.


x


Jeden – twoje zdjęcie na tinderze. Wyprzystojniałeś. Czysta cera i fryzura od barbera. Kremowa koszula z drobnego sztruksu, lawendowy dres. Zdjęcie z marszu na tle błyskawic. Palec zadrżał mi nad ekranem. Serce waliło tak, jak wtedy gdy odkrywa się nowy kink. Pogubiłxm się w zaimkach. Zgasiłxm ekran. Zapaliłxm ekran. Przesunxłxm w jedyną możliwą stronę. Tinder obwieścił, że jesteśmy sobie pisani.

Trzask pękającego szkła. Wchodzę na czat. Ty już piszesz.


x


Lubiłxm długie i ciemne zimy. Chowałxm się w kurtkach-puchówkach, za kominiarką i pod kapturem. Ciuchy z kopalni u ruskich (tam, gdzie sprzedawali trującą galaretę). Przymierzalnia na asfalcie za brezentem. Wokoło cudze nogi.

Cel: oversize, unisex. Przemiana w bezkształtnego bloba. Ale ty widziałeś. Przebijałeś wzrokiem akryl i poliester, wyczuwałeś miękkie ciało pod spodem, skórę, tłuszcz i włosy. Nie podobało ci się to, co widziałeś.

Wargi wysychają w zimie, łatwo pękają. Pomadka trochę pomaga, ale nie zawsze.


x


Wyobrażałxm sobie, że płeć to coś różowego i jędrnego, wilgotnego i twardego, z ruchomymi odnóżami, jak stawonóg lub niemowlę. Coś, co jest nagie, bezbronne, ale ciepłe, silne, żywe.

Kiedy patrzyłxm w siebie, niczego takiego nie potrafiłxm znaleźć. Worek wypchany czarną przestrzenią. Kosmos, gwiazdy, mgławice.


x


Jesteś wege? To mega, ja też. Chodźmy na Krupniczą, tam dają pyszny tantanmen. Pokochasz to miejsce jak ja.


x


Zazdrościłxm ci satysfakcji z działania. Napięcie zebrane w plecach, ramionach i w górę: do karku, głowy i w dół: do krocza. Paroksyzm na twarzy, skurcz i rozkurcz mięśni. Całe ciało się spina i uwalnia napięcie.

Robiłeś to przy wszystkich, ale nie dla nich. Bo w tobie jest siła, która się w akt wyradza i to daje tobie pozycję wyższą od mojej. Należną.

Tak jak wtedy, na wycieczce w skansenie, za wiatrakiem. Potem musiałxm jeszcze wsiąść do autokaru, wrócić do domu.

Ja się nauczyłxm działać tylko po to, by odkryć, że już jest za późno. Jedynie fantazja daje mi spełnienie. Im coś mnie bliżej, tym dalej. Dlatego rozmawiam z fantomami, opiekuję się fantomami, rucham się z fantomami. To nie metafora.


x


Dwa – twoje wejście na żywo. Twój zapach (czy ja cię wąchałxm w sephorze, nawet o tym nie wiedząc?). Szkło wciąż się kruszy.

Masz urodę i wdzięk camboya, myślałeś o takiej karierze? Muszę ci zrobić zdjęcie. Będzie inne od tych, które zasejwowałxm z tindera. Na zawsze pozostanie w nim ta lepkość spojrzenia, którym cię obrzuciłxm.

Widzę, że jesteś zdenerwowany. Bez obaw, ten wieczór ma z góry wyznaczony przebieg. Przecież wiemy, po co się spotkaliśmy.

Ty nie rozumiesz, jaką mi wyrządziłeś przysługę. Czasami przydaje się nam delikatne popchnięcie. Kop w dupę, w tors, w twarz. Materia przyjmuje kształt pod naciskiem.


x


Czujesz, jak performujemy? To jeszcze performans, czy już perforacja? Powierzchnia skrzypi pełna napięć.


x


Chcę, żeby jedno było jasne. Ty mnie nigdy nie uderzyłeś.

Kiedy patrzę w lustro, widzę nową postać. To trudno wyjaśnić komuś, kto tego nie przeszedł. A może właśnie bardzo łatwo? Może to oczywiste?

Jest ja-miriada i ja-w-zwierciadle. Binarność, czyli konflikt i/lub negocjacja. I to trzecie, co się tworzy na powierzchni. To trzecie, czyli ja. Gdy zwierciadło pęka, polaryzację zastępuje multiplikacja. Co zrobisz dalej, zależy od ciebie.

Nowy Rok siedem lat temu. Obudziłxm się na strasznym kacu, rodzice już się krzątali w drugim pokoju. Zrozumiałxm – to już nie jestem ja. Ja jestem od teraz w przyszłość.

Ale ja zawsze jest kruche. Nie spotykam się z nikim z tamtych czasów. Dla ciebie zrobiłxm wyjątek.


x


Mówisz wszystko to, co należy. Masz same właściwe poglądy.


x


Czy mogę sobie pozwolić na dygresję językową?

Rodzaj, czyli ród, pochodzenie, początek. Genesis, le genre, gender. Rozumiesz, co chcę powiedzieć?

Gramatyka ludzka jest uboga. Prawda to zgodność słowa ze stanem faktycznym. Dlatego musimy tworzyć nowe rodzaje, zakładać nowe rody, zaczynać od początku.


x


Dla ciebie będę dzisiaj hybrydą, Atlasem-Kariatydą. Będę białą Grecją, którą sobie sam stworzyłeś, z wypiętym tyłkiem, szeroko rozstawionymi nogami, byś mógł patrzeć na mnie – wejrzeć we mnie – przejrzeć się we mnie – i czerpać ze mnie to, czego potrzebujesz.

Tylko ostrożnie. Uważaj na rysy, spękania.


x


Trzy – twoje dojście we mnie. Uderzenie na wylot. Zwierciadło się rozpadło.

Obrociłxm się na plecy, by widzieć paroksyzm na twojej twarzy. Jak ciało uwalnia napięcie.

Przytulałeś mnie potem długo, a ja patrzyłxm na dziesiątki lusterek. Portret wielokrotny. Spoglądają na mnie czasy, płci i rodzaje.

Które lusterko podniosę? Mają ostre krawędzie, kaleczą mnie w palce. Powoli, ostrożnie rozwieszam je na sieci, by każde przeglądało się w każdym. Lusterka kołyszą się lekko, uderzają o siebie, dzwonią jak dzwonki feng shui.


x


Widzisz sam, że to już nie tamta zima. Ciuchy z shein, choć stać mnie na versace. Odsłaniam się, wystawiam (na przemoc i na słońce). Dawno nikt mnie nie uderzył (dawno?).

Nie pasowaliśmy do tej peryferyjnej, (post)industrialnej scenografii. Trochę lepiej nam w mieszczańskim krajobrazie złamanym przez późny kapitalizm, poznaczonym globalnymi markami, dowartościowanym przez zawsze ciepły i bezpieczny luks-bunkier galerii handlowej. Ale przestrzeń dla nas właściwa dopiero nadejdzie. Jaka będzie? Nie wiem.

Solarpunkowa communitas. Biofilia jako logos/paradygmat. Miasta-fraktale, domy-habitaty, ludzie ze szlachetnych stopów.


x


A może to, czym jestem wypchanx, to nie czarna przestrzeń. Nie brak, tylko właśnie to, co jest. Gęste, maziste. Smoła, w niej okruchy kwarcu. 

Co czułeś, gdy we mnie byłeś?


x


Za mało mówimy o cierpieniu sprawców. Nie pochylamy się nad nimi z empatią. Nie zastanawiamy się, co przeżyli. Co musieli znieść. Co sprawiło, że zadali cios. Zgadzasz się ze mną? Oczywiście.

Ciało zbiera i przechowuje napięcie.

Napięcie się uwalnia w figurach Lichtenberga.


x


Rozglądam się po pokoju. Przy łóżku stoi świeczka.

Mogę ją zgasić? Jest dość ciężka.


x


Ty –

Jebany –

Ty –


x


(Krzyczysz, płaczesz, przeklinasz.)


x


Oczko ci się urwało, przyszyjemy je później.

O czym to ja myślałxm?


bottom of page