Wspólne wieczory
rzucamy w siebie fistaszkami
wszystko inne zamiatamy
pod perskie dywany
dokumenty o torfowiskach
w Górach Izerskich na zmianę
ze zsiniałymi transmisjami telewizyjnymi
niczego nie płacę chętniej niż czynszu
zostaną po nas gazownie i elektrownie
przeżywamy nasze małe dyktaty monachijskie
na rozgrzanie kupujemy sobie kołdry, każdy swoją
Na peryferiach
bierzesz oddech a
półksiężyc pędzi w półmrok
półpustkowia
stoisz pewnie ale i tak
przypominasz lukę w zabudowie
w wykarczowanej dzielnicy na peryferiach
twoje korzenie nie wrosły zbyt głęboko
potykasz się o nie
zbierając akty urodzenia
dla ludzi takich jak my
pogoda w Europie
nie wygląda najlepiej
Buczyny
być kształtem
kreślę wyraźne granice
wypełniam własne kontury
nie naruszam zakazanego
być ruchem
będę dymem z płonących drewnianych chat
ciągnącym przez buczyny
jak piasek przez wydmy
kiedy Bizancjum krwawiło nad rzeką Jarmuk
Mężczyzna z pustyni
ślepe koty sączyły benzynę z pękniętych kanistrów
w cieniu szyldów reklamowych
przypominały przejrzałe gruszki
w zapomnianym ogrodzie
kiedy mnie znalazł i poczęstował
nasionkami czarnuszki
siedziałem na rogu ulicy
zastanawiając się którędy dalej
pachniał niezdecydowaniem jesieni
twarz ciemniejsza niż kasztany we wrześniu
jego głos jak przyprawa zatar
z wodą Morza Martwego na czubku języka
oszczędzał słowa
jak matki łzy
po tym jak w środku puszczy
powiją martwe dziecko
Blisko czego na wschód od czego?
życie wydawało się puste
choć zakwitł szafran
tego ranka ludzie wyglądający jak ja
mordowali ludzi wyglądających jak ja
sfora psów wyszczerzyła kły
a intymność zobojętniała
na dotyk
Może kiedyś
po wojnie
tam pojedziesz
ja już nie ja już jestem stara
ale ty tam pojedziesz
masz tam wszędzie kuzynów
a ta glina całkiem czerwona
nigdzie indziej takiej nie ma
tata dziadka twój pradziadek
miał na strychu złote monety
i banknoty jeszcze po Osmanach
bo wiesz tam jest zupełnie inaczej niż tu
Uzbecy w meczecie na Žižkovie
nie patrzę na ich dziurawe skarpetki
moim też się zdarza
pokazują mi
jak prawidłowo umyć nos i uszy
są mi ojcem i synem i czymkolwiek innym
wychodząc witamy się z tajniakami
myślą że o nas wiedzą
myślą że o nich nie wiemy
leci rdzawa woda
Rijad w bezczasie
sukces jako imperatyw cywilizacyjny
jesteśmy potomkami Beduinów i fellachów
otoczonymi żelazobetonem
karakiem pakistańskich taksówkarzy
czytamy swoje
pisane literackim arabskim
wiersze o wyprawach za Bosfor za Kaukaz
upewniamy się nawzajem o istocie rzeczy
nie daję się eskapizmowi
uzmysławiam sobie na własne podobieństwo
smród spalonych opon jest identyczny
na parkingu w Rijadzie
na serpentynach pod Jabłońcem
Bezpieczeństwo
zalew po burzy
wyrzuca dmuchane łodzie
na bok przewróconego truchła
zewnętrze to nowa warstwa dobrze znanego
istnieje szaleństwo i szaleństwo
włóczęga jako nieustanne chodzenie w kółko
wymówione słowo powrót brzmi karkołomnie
ostrzeżenia z megafonów straży przybrzeżnej
niosą się po niemej dolinie
który gatunek porostu
pokazuje Wschód?
wiersze z tomu Možnosti přehlíženého
Sufian Massalema @smassalema, urodzony w 1999 r. w Jabloncu nad Nysą, mieszka w Pradze. Studiuje prawo oraz studia bliskowschodnie na Uniwersytecie Karola. Poeta, slamer, występował m.in. w Rumunii i Wietnamie. Współorganizuje wydarzenia literackie i kulturalne. W tym roku w serii wydawniczej Mlat ukazał się jego debiutancki tom Možnosti přehlíženého.