top of page

Przemysław Suchanecki - zestaw pięciu wierszy



Olaf Brzeski


Derwisz 


Trzepotałem skrzydłami

wisząc głową w dół 

gdzieś w Granadzie, 

w X wieku. To stan umysłu

nosiciela matematyki, krzewiciela 

dobrych manier ze środowiska

alabastrowych czarek i karawany eteru. 

Nigdy jej nie zobaczycie, 

stoicie za daleko i nawet nie macie takich nóg, 

żeby tu podejść i mnie złapać, gdy tak lecę z głową w dole. 

Byłem kiedyś waszym obrazem, ale zacząłem mówić. 

Przemierzałem wasze sklepy, wasze

małe interesy, próbowaliście mnie nauczyć 

jak suszyć organy, ale nic nie dotarło. 

Leci Elvis i wibrują mi raz same uszy, 

a raz cała moja górna połowa. 

Mam kilka niedrożności energii, 

ratuje mnie niebo pod stopami

i źródła wody nad głową. 



Pracuję w wiklinie


Plotę słowa dla krów i kur, 

które wyjadają mi wszystko z talerza. 

Daję im moje urywki 

dróg między domem a przystankiem, 

czytanie Rabelais w autobusie, 

podążanie 

wąskim 

szlakiem 

świętego Jana od Krzyża, 

wrzask w las i upadanie w trawę. 


Torquato Tasso nigdy nie dał aż tyle. 

Nawet na najwęższym odcinku szlaku, 

gdy ręce trzeba już zwinąć do płuc, 

a te nie mają się czym napełnić,

daję znacznie więcej i czuję rozkosz. 



Ketoprofen


Stwierdzam po namyśle, 

że pod względem wizji 

ketoprofen przebija ascezę.  

Silnik pomiędzy jest różowy 

jak bańka świńskiego mleka. 

Głośne tyknięcie obwieszcza zapalenie

podłogowej lampy z pozycji siedzącej. 

To, co pomiędzy to kula szarej magmy, 

która roztopi ci toster i kawiarkę, 

samochód i garaż, 

roztopi ci życie. 



10 lub 24


Jak z dyskografiami potężnych zespołów, 

o wielkich, głębokich rękach, nogach biegnących

przez setki mil do perfekcji, mierzę się z tobą, 

ogromniejący widoku, pęczniejąca banio 

czuć i pragnień. Jak na wyspach, które nigdy 

się nie ugną, bo ich organy są podwodną łodzią:

niewidoczną, ale wywracającą na nice porządek, 

roztapiającą wszystko na swojej trasie. 


Dziewczyny jedzą watę cukrową latem, dziewczyny czytają

naukowe traktaty, chłopcy co miesiąc zmieniają ubrania, 

co rok samochody, dziewczyny chodzą do drogich klubów 

wokół katedr i głównych urzędów, chłopcy jeżdżą tramwajami 

w grupach, mówią: prego prego, nie wiedząc za Chiny co to znaczy. 

Wyrzucają śmiech wszystkimi oknami. 

Ląduje tam, gdzie reszta, 

na najdłuższym brzegu kropki.



Życie galwanizowane 


Na grudzień będziemy mieć 

usta wypełnione złotem, 

aż po gardło, po podłogę. 

Punc na oczodoły, na uszy, 

aż filigrany dyrygują gestami, 

które mogę zaraz wykonać 

czesząc tygodnie, czesząc palcami, 

bo to wyjątkowy czas, nadchodzi grudzień,

w oskrzelach pływa bursztyn, jeszcze złota i tlenu, 

więcej złota i tlenu, proszę, 

więcej tlenu. 

bottom of page