Magdalena Kwiatkowska, ilustracja
Marcin Wilkowski - Czy algorytmy AI są zagrożeniem dla branży kreatywnej?
Jakoś nie miałem siły usiąść do tego w weekend, poza tym nie chciało mi się myśleć o niejasnych sprawach wychodzących swoim znaczeniem poza ograniczoną przestrzeń ciała, więc dopiero teraz napiszę kilka zdań o tym, „czy algorytmy AI są zagrożeniem dla branży kreatywnej?” i czy istnieją w ogóle jeszcze „artyści, graficy, pisarze, dziennikarze”? Bez wątpienia ChatGPT nie mógłby tak zacząć tekstu na ten temat, a nawet gdyby zaczął, tekst nie byłby wiarygodny dla nikogo. Mamy zatem pierwszą różnicę i jedyną przewagę – maszyna nie może sama i prawdziwie odwoływać się do własnego zjebania. Ale, rany, postarajmy się jakoś zniuansować tę wypowiedź.
Po pierwsze, chciałem powiedzieć, że oczywiście każdy gówniany autor prozy, taki jak ja, może zostać ZASTĄPIONY przez generatory tekstu. Przecież istnieją w języku specyficzne formy i strategie opisywania różnych rzeczy. Nie chodzi mi o wybór tematu albo spojrzenie na temat, ale konkretne metody: zawsze musi być jakieś „spojrzał”, „powiedział”, „wydawało jej się”, ale też „deszcz”, „okno”, „jasny”, „po dłuższej chwili", „sama”. Bez względu na to, co piszesz i o czym piszesz, zawsze kończysz w stylu tych tekstów z magazynu „Pismo”, które przypominają przytulne i bezpieczne wnętrza sieciowych kawiarni, nawet jeśli dzieje się w nich sporo. Także algorytm, odpowiednio spuszczony ze smyczy, sam jest w stanie ładnie wygenerować wszystkie niezbędne osie i schematy, bezwzględnie potrzebne konstrukcje języka, na których można już rozwiesić dowolną iluzję tematu i stylu. Zastąpienie 100 procent, mówię ci.
Po drugie: generator zrobi wszystko szybciej, za darmo i na większą skalę. Wiadomo, dlaczego tak jest, a jeśli ktoś tego nie rozumie, niech sobie obejrzy „Ziemię obiecaną”. Zastąpienie 100 procent, ale jednak jedynie potencjalne. No bo kto potrzebuje więcej tekstów? Już od sześciuset lat słychać narzekania, że tekstów jest tak dużo, że nie da się wszystkiego przeczytać, a od tysiąca dwustu lat, że ich jakość spada. Po co wydawcy mieliby korzystać z generowanych tekstów, skoro niegenerowanych już mają na pęczki? Do tego wdrożenie kosztuje, bo czas, poprawki, różne dogrywki. Tymczasem my robimy taniej i można oczekiwać, że od razu wiemy, czego się od nas chce. To pierwsze zdanie z pierwszego slajdu na każdym kursie kreatywnego pisania.
Zrobię przerwę na śniadanie, staram się jeść około dziesiątej, kiedy kończy mi się post przerywany, ostatnio prawie wcale się nie ruszam, więc to jedyna szansa na „utrzymanie głowy nad taflą”, jeśli wiecie, o czym mówię. Zaraz wracam.
ChatGPT nie zrobi takiej pauzy, jeśli jej nie wymyślisz.
Po trzecie: nie potrzebujesz generatora tekstów, żeby czytać wciąż te same książki o latach 90., doświadczeniach pierwszego roku terapii albo krytycznym powrocie na wieś.
Po czwarte: najprawdopodobniej nikt nie czyta twoich tekstów, ale jest szansa, że przeczyta je algorytm. Być może to jedyna uwaga, na jaką możemy liczyć, i jedyny zysk. Ktoś kiedyś wygeneruje tekst, który już napisałeś. Oczywiście nie bezpośrednio, ale nie wszystek umrzesz.
Po piąte: podobno Andrzej Zybertowicz nie mógł zasnąć, kiedy dowiedział się o ChatGPT i dzwonił od razu do Jacka Dukaja. Jednak na razie strach i rozkosz biorą się z samego faktu, a nie z jego konsekwencji.
Nie chce mi się dłużej nad tym zastanawiać, więc to wszystko.
Zachęcamy do podjęcia dyskusji!
- Czy algorytmy AI są zagrożeniem dla branży kreatywnej (artyści, graficy, pisarze, dziennikarze itp?)
- W jakim stopniu korzystanie z tego rodzaju źródeł można traktować jako prognozę nowego twórczego narzędzia?
- Na czym polega twórczy proces poetycki? Tworzenie komend, systemów i ich realizacja w obrębie wiersza/książki czy raczej posługiwanie się osobistą wrażliwością jako filtrem jakości artystycznych i sensów filozoficznych?
Odpowiedzi przesyłajcie na nasz adres mailowy: zaklad.magazyn@gmail.com