ilu. Zuzanna Gałuszka/Suzi Galu
słoń o tych drogach mogły wiedzieć matki, ja nic nie pamiętam. może tylko ciężar nóg grzęznących w piasku uczono nas przez wzmocnienie: ścieżki prowadzą do wyschniętych źródeł, gdzieś za akacjami. siebie wsyp na powrót w stworzenie, sobą zasil obcą nagle ziemię. kości też słyszą —
miękkie miasta
zostaw na miejscu, bym mogła
służyć udomowieniu, rozdawać
i chować się w szafie ciała. dla innych
pokoje, biurowce, schodki, wentylacje,
nawet psi piec oddam dla tego drobiazgu
skoro nie jestem myślą, uczyń mnie
narzędziem do śnienia
o każdym możliwym przypadku,
najwyższym żarze, pełni
szybko stężał olej. czekam w drewnie,
byś je naoliwił
zawsze znajdzie się coś, czego nie wiem
bywałam:
zwiniętym dywanem spod stóp,
otwartym plecakiem, niewiedzą,
stadem, przeczekaniem, dłonią,
która spieszy na pomoc ranie
nie dla mnie zachwyty, na razie
dbam o to, żeby się nie zagoić
dam sobie wyśnić wylanie z nadmiaru
powoli sięgnę korzeniami do matek
oddech wchodzi tam, gdzie boli
i czeka na nazwanie
bogorynek
lubię patrzeć, jak budowane są rzeczy
takie jak to między wami.
na polach popiołu rysuje się ścieżka
mrówki albo ptaka
niebo tam i błoto,
a dopiero pierwsze warstwy,
jeszcze wysieje się bylina,
okaże się, że relacje mieć można
nawet z kamieniem.
angażu wystarczy dla wszystkich
jeden po drugim określają marzenie
ciepło, cicho, ciasno, ciemno
pod sobą tylko drobno utkany dywan z mchów.
mogłabym zostać i nie słyszeć, jak wołasz,
ale nie umiem, nie chcę
trzeciego grzebowiska
wracamy z torbą pełną grzybów
(ten wzrok pełen zazdrości)
do domu, gdzie udrażnia się to, co przecieka
wiem już: wolałam tam zostać,
świętować w ciszy cykl wody i cukrów
co powie, staje się prawdą
— milczę