fotografia, Anna Płotnicka
drogie panie: obieranie należy zaczynać od jaśniejszej końcówki
a gdy już zdejmiesz skórę odetniesz gorzki czubek
przez szatkownicę przeciągniesz resztę
koleżanka polizała mnie w główkę
a gdy już będziesz mizerna przewlekła przez sen zmechacona
rozciągnięta w pokojach jak bawełna w łokciach
ona powiedziała że moja głowa jest gorzka
nie martw się kochanie
może to nie zepsucie może jesteś tylko źle obrana
krawędzie z kolców
widziałam jak rozkładają ręce przed stadem
za śmietnikiem zrywają bazie
gołębie tracą stopy w dzielnicy fryzjerów
zaplątany włos odcina dopływ krwi
widziałam jak chowają resztki w bzach
moczą brzuchy w wiośnie
inkubacja
wszystko zależy od stosunku do sierści i tańca
uczysz się podłoża: asfalt idzie lepiej niż ciche panele
na linii startowej zwijasz się w kłębek razem z nią
twoim budulcem bezsenność
znów zarywasz noc by czuć ciężar okiści w centrum glorii kurier
i cień twojej głowy ciało z pierścieni glorii
udziału chcesz w litometeorach
ale ciągle stoisz przykuta do cudzych oczu wypatrujesz mew
co utrudniają życie w bloku atakują talerze
na balkonach wysiadują porty
odkrywka
w poprzek węgla żelbet wieże widokowe
piknik na panikę: urobek topnienia
światła w pustych biurach udają bursztyny
minerały wciąż rosną w miejscach draśnięć odpowiadają na atak
a ty wypychasz rezygnację usuwasz krew i czas
w palce wciskasz muśnięcia na marne
w ustach ciągły remont wylewka i zaprawa
wkładasz ostatnie siły w budowę rusztowania
a ono już tu jest: nośne słupy światła gdzie się nie obejrzysz