(recenzja zbioru opowiadań „Czarna ręka, zsiadłe mleko” Katarzyny Szaulińskiej)
Temat nienormatywności nie jest obcy współczesnej literaturze, która coraz częściej oswaja na własne potrzeby dyskursy związane z tym zagadnieniem. Stopniowo wzrasta świadomość społecznej istotności poruszania wątków dotyczących niestandardowości w zakresie cielesności i psychiki. Pisarze i pisarki z coraz większą wrażliwością wchodzą także w umysły i światy osób borykających się z chorobami typowymi dla XXI wieku – depresją, schizofrenią, dwubiegunowością. Gra jest warta świeczki, bo dzięki temu powstają niezwykle przekonujące i zarazem zaskakujące obrazy, które uwrażliwiają czytelników na kryzysy, z którymi mierzą się współczesne zbiorowości. Kto mógłby namalować jeden z takich portretów w sposób bardziej przekonujący niż psychiatrka i psychoterapeutka, a przy tym poetka, Katarzyna Szaulińska? Podjęła się tego zadania w swoim prozatorskim debiucie Czarna ręka, zsiadłe mleko.
Zbiór opowiadań Szaulińskiej, będący jej pierwszą próbą zmierzenia się z prozą takiego formatu, to opowieść o nienormatywnych bohaterach, borykających się ze swoją odmiennością, zarówno w perspektywie wewnętrznych rozterek, jak i mierzenia się z opresyjną zewnętrznością. Autorka otwiera przed czytelnikiem wrota do świata, w którym poznajemy historię Adama, białego chłopca, wychowującego się w typowej polskiej rodzinie (i rzeczywistości), który od lat cierpi z powodu ostracyzmu społecznego. Urodził się bowiem z czarną ręką, co skazuje go w oczach sąsiadów na wyobcowanie. Przemierza życie, próbując znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania o własną odmienną cielesność i skomplikowane relacje rodzinne. Wśród chłopców i mężczyzn, których anonsuje w swej prozie Szaulińska, niemożność pogodzenia się z nienormatywną cielesnością pozostaje utrapieniem nie tylko dla Czarnorękiego Adama, ale także księdza z opowiadania Kwitnąc – w którym sacrum zderza się z profanum w kontrowersyjny, a nawet – z pewnością dla konserwatywnych katolików – obrazoburczy sposób.
W innych tekstach pojawiają się także matki, które na różne sposoby przeżywają swoje ciąże, pierwsze miesiące czy lata macierzyństwa. Każda z bohaterek mierzy się z innymi problemami. Jedne nie mogą poradzić sobie z poporodową depresją, co odsuwa je od dzieci, a także partnerów, inne nie potrafią odnaleźć się w nowej sytuacji i zdefiniować własnej tożsamości. Temat kobiecych relacji – tych romantycznych, i tych rodzinnych, w tym także poszukiwania „ja” w portretach własnych rodzicielek – przewija się często również jako wątek poboczny, nie tylko w częściach zbioru bezpośrednio traktujących o macierzyństwie. Przy okazji snucia opowieści o różnych przypadkach schizofrenii autorka nie omieszkała dotknąć tematu utraty dziecka – doświadczenia niezwykle traumatyzującego (w przypadku wielu kobiet naznaczającego ich podmiotowość kilkukrotnie), doprowadzającego na skraj psychicznej wytrzymałości. Tego typu autoterapeutyczne narracje nie są we współczesnej polskiej prozie nowością – przecież już w głośnym, prozatorskim debiucie poetki Justyny Bargielskiej Obsoletki (2010) znajdziemy historie poronień, śmierci noworodkowej i innych, równie druzgocących przypadków straty. Co ciekawe, w jej powieści – podobnie jak w zbiorze opowiadań Szaulińskiej – znaleźć można odniesienia do wyspecjalizowanego dyskursu medycznego. Sprofesjonalizowanie narracji w określonych momentach zdaje się być zabiegiem odwrotnym do dominującej prywatyzacji i indywidualizacji przeżyć bohaterów i bohaterek obu książek. Autorki przeplatają oba style w tak sprawny sposób, że opozycje te nie przeszkadzają sobie ani nie osłabiają siebie wzajemnie, a raczej idiomatycznie się uzupełniają.
W zbiorze opowiadań Szaulińskiej odnaleźć można echa doświadczeń każdej z wykonywanych przez nią profesji – poetki, psychiatrki i psychoterapeutki. Dodatkowo autorka, korzystając z bogactwa swojej wiedzy i praktyki lekarskiej, łączącej się w tym przypadku z biografią artystyczną, nie omieszkała odbić na płaszczyźnie fabularnej refleksów własnego życia osobistego. Prozatorski debiut poetki podzielony jest na trzy zasadnicze części, z których pierwsza i ostatnia wprowadzają perspektywę lekarki-psycholożki na różnych etapach rozwoju jej kariery. Druga zaś, zatytułowana nie bez powodu Z drugiej strony, została oparta na perspektywie osób borykających się z cielesnymi oraz psychicznymi zaburzeniami. Czytając opowiadania Szaulińskiej z tej części zbioru, można odnieść wrażenie, że jesteśmy w głowie „pacjenta” – czujemy się, w czym nie ma przesady, jak w trakcie terapeutycznej sesji. Podczas lektury trudno pozbyć się przeświadczenia, że obcujemy z zapisami psychoterapeutycznego dziennika, choć owszem – literacko podbudowanym akcentami fantastyczno-groteskowymi.
Nie sposób ocenić, w jakim stopniu inspirowały autorkę prywatne doświadczenia zawodowe (te są przecież w dużym stopniu objęte tajemnicą lektarską). Zarazem trudno wykluczyć ich wpływ. Niemal naturalistyczne projekcje psychicznych zmagań z naszym rozpadającym się wnętrzem buduje autorka na niezliczonej ilości czysto poetyckich metafor i surrealistycznie wydestylowanych obrazów. Czytelnik musi je jednak wyłowić z gąszczu irracjonalnych, czasami groteskowych wręcz narracji. Bywa, że konkretyzację pewnych wątków umożliwia dopiero holistyczna lektura tomu. Tym, co spaja poszczególne, wydawałoby się – zdefragmentowane wątki, pozostaje obsesyjne wręcz zainteresowanie nienormatywnością. Zarazem kluczem do ułożenia na nowo mikro-światów Czarnej ręki, zsiadłego mleka pozostaje oswojenie psychiatrycznego spojrzenia samej narratorki.
Czytelnik poszukujący książki, która nie tylko poruszy jego społeczną wrażliwość, ale także wybudzi wyobraźnię z letargu, może liczyć na satysfakcjonującą lekturę. W czasach, w których wydaje się, że widzieliśmy już wszystko i nic nie może nas już zaskoczyć, tak poruszające, momentami nawet bulwersująco kontrowersyjne prozy są szczególnie potrzebne. Przesuwają bowiem pewną widmową granicę między literackością i psychologiczną empatią. W kwestii czysto estetycznych doznań Szaulińska nie przynosi niczego, czego współczesna proza polska jeszcze nie zaproponowała. Jej fraza wydaje się jednak być podporządkowana przede wszystkim wiarygodnemu oddaniu skomplikowanego wewnętrznego i zewnętrznego życia osób borykających się z problemami, związanymi z ich cielesnością oraz psychiką. W takim wypadku czytelność, prostota i potoczność języka są zdecydowanym atutem zbioru. Szaulińska pewnie wkracza do świata prozatorskich form. Bagaż doświadczeń poetki, psychiatrki i psychoterapeutki nie ciąży jej, a pomaga w tworzeniu narracji o nośnej tematyce – o bolączkach współczesnego (jej i nam) świata.
Katarzyna Szaulińska, Czarna ręka, zsiadłe mleko, Wydawnictwo Filtry, 2022, ss. 224