ilustracja, Malwina Hajduk
[Erotyk jako gatunek w polskiej poezji ostatnich trzydziestu lat nie cieszył się dużą popularnością. A jednak zainteresowanie erotyzmem, cielesnością czy pornografią literacką, przejawiające się w twórczości autorek i autorów niejednokrotnie bardzo od siebie różnych, jest istotnym elementem krajobrazu poetyckiego. Antologia polskiej poezji erotycznej w odcinkach stanowi próbę pomyślenia, w jaki sposób erotyzm funkcjonuje w rodzimej liryce, zwłaszcza najnowszej. Każda odsłona cyklu składa się z jednego wybranego wiersza i krótkiego komentarza. Odcinki, choć w zamierzeniu autonomiczne i doraźne, razem tworzą katalektyczną (tj. złożoną z katalektów) mapę rozmaitych form erotycznych.]
Darek Foks Naturalnie i niestrudzenie
Pokazałaś mi koniuszek języka,
a ja ściągnąłem cię z krzesła
na podłogę i próbowałem
rozebrać. Nie opierając się
jakoś specjalnie, powiedziałaś,
żebym ci coś powiedział.
Przycisnąłem twoje biodra
do podłogi i coś powiedziałem.
Uśmiechnęłaś się wilgotnymi
ustami. Powiedziałaś, żebym
powiedział to jeszcze raz.
Powiedziałem to jeszcze raz.
Wysunęłaś koniuszek języka,
a ja ci go delikatnie wsunąłem,
pewny, że mi go zaraz pokażesz.
Trzy najnowsze książki Darka Foksa – Eurydykę, Pocałunek na placu Wolnica i Patriotkę – czytam jako kolejne części poetyckiej trylogii. Na wiele z pytań, które stawiam tym wierszom (i samemu sobie) krótko i rozstrzygająco odpowiedział autor, gdy w nocie do drugiego z wymienionych tomów napisał: „Wiersz Pocałunek na placu Wolnica to eksperyment przeprowadzony w ramach wieloletniego (prywatnego i bezinteresownego) projektu badawczego «Przechwycenie i płeć». Projekt skupia się na przechwyceniu, awangardzie, uwikłaniu w płeć oraz śmierci, a także na różnicy i powtórzeniu w prozie i poezji, stąd tak poważne związki tego wiersza z […] liryką miłosną i wartymi grzechu resztkami epiki”. Jeśli doda się do tego tekst posłowia, jakim Foks opatrzył wydane w ubiegłym roku wznowienie przygotowanej wspólnie ze Zbigniewem Liberą pracy Co robi łączniczka, łatwo dojść do wniosku, że twórczość autora Rozmów z głuchym psem w ostatnich latach ewoluowała w kierunku, który wcześniej pozostawał niejako niedopowiedzianym tłem, przesłoniętym szeregiem zabiegów artystycznych. Zdaje się jednak, że w tym wypadku „ewoluowała” to nie dość precyzyjny czasownik.
Co robi łączniczka należy do najchętniej omawianych książek ostatniego dwudziestolecia. Czytana była jako głos w sprawie historiografii, tożsamości narodowej i zbiorowej czy próba „przepisania” wydarzeń powstania warszawskiego na użytek bieżącej polityki historycznej. Interpretowano ją w kontekście zagadnień związanych z pamięcią oraz – rzadziej – jako pracę quasi-autobiograficzną, opowiadającą o dorastaniu w cieniu (traumy) wojny i (traumy) popkultury drugiej połowy dwudziestego wieku. Chętnie traktowano ją jako awangardową grę z czytelniczymi oczekiwaniami i analizowano między innymi z perspektywy intermedialnej, afektywnej czy historiozoficznej. Daliśmy się wywieść w pole, uznając że udało się nam – czytelniczkom i czytelnikom, krytyczkom i krytykom – „przyszpilić” Łączniczkę…, unieruchomić jej znaczenie. W posłowiu, zatytułowanym Skamieliny pożądania, Foks na plan pierwszy – wbrew krytyce, w pewnym sensie przedrzeźniając ją w swoim tekście – wysuwa tematy miłości i wojny oraz podkreśla ich punkty styczne. Zatem posłowie do wznowionej po blisko dwudziestu latach pracy nie tyle ją komentuje, ukazując, jak książka funkcjonuje dzisiaj, w odmiennej sytuacji społeczno-politycznej, ile lokuje ją w innym polu semantycznym. A więc nie „ewolucja”, a „przesunięcie”.
W tym sensie komentarz do Łączniczki… jest także komentarzem do Patriotki, z której pochodzi przytoczony przeze mnie erotyk Naturalnie i niestrudzenie. Bliskość użytych w obu tytułach książek feminatywów jest zresztą nie bez znaczenia. Zarówno w Skamielinach pożądania, jak też w książce najnowszej, Foks sięga po tematykę miłosną i języki erotyzmu, w obu tekstach problematyzuje kobiecość oraz męskość, bezkompromisowo przechwytując stereotypy i klisze i lokując je w perspektywie historycznej; oba mówią o uwikłaniu we współczesną politykę kulturalną, a także usiłują zbudować niezależny od opinii publicznej język, by opowiedzieć o doświadczeniu codzienności – i o miłości. O ile jednak postać „łączniczki” przez ostatnie dziesięciolecia stała się figurą natychmiast rozpoznawalną (Jacek Łukasiewicz w 2006 roku celnie zauważył: „Są słowa obarczone stereotypem, łączniczka do nich należy. Sanitariuszka, żołnierz, trochę markietanka. Kurierka narażająca życie. A jednocześnie przedmiot marzeń chłopców. […] Łączniczka i chłopcy. To zestawienie jest bardzo silne”), „patriotka” jest słowem semantycznie rozciągniętym między sferą publiczną i tak zwaną prywatną, a w perspektywie projektu poetyckiego Foksa, przynależącym raczej do jednostkowego idiolektu niż do podręcznego zestawu „symboli narodowych”. W wierszu W cieniu Bauhausu z nowej książki autor pisze:
Tutaj był zaplanowany
wiersz funkcjonalny,
taki o kondycji poezji,
może nawet o życiu,
jednak wystarczyło,
że znalazłaś nowe imię
dla wielkiego dworca,
którego długi cień
ochronił nas wczoraj
przed jebniętym słońcem,
żeby dziś wyparł go
krótki wiersz o miłości.
Czy zatem minimalistyczny funkcjonalizm niektórych z wcześniejszych projektów literackich Foksa, gdzie wszystko podporządkowane było artystycznemu laboratorium (przykładem niech będzie Tablet taty czy znakomita Susza), zastąpiła liryka ekstatyczna lub sytuacyjna, doraźna? Oczywiście nie. Patriotka jest książką skomponowaną bardzo precyzyjnie, a Foks pozostaje poetą, który bezustannie mówi „sprawdzam”, czego doskonałym przykładem wydaje się przytoczony erotyk Naturalnie i niestrudzenie. Biorąc pod uwagę, że jeden z pozostałych utworów w tomie zaczyna się od motta z Historii oka Georges’a Bataille’a, autor Wierszy o fryzjerach zdaje się wierzyć, że eksperyment literacki polega na ciągłym przekraczaniu granic, by spojrzeć na rzeczywistość z zewnątrz i dostrzec to, co znajduje się pod podszewką skrojonego na miarę świata. Począwszy od przeoczonej przez recenzentki i recenzentów Eurydyki (przy czym przeoczenie to wynika chyba z faktu, że w momencie jej publikacji krytyce zabrakło – być może nadal brakuje – języka, by właściwie sproblematyzować tę książkę), Foks ponawia tak rozumiany gest awangardowy.
Erotyczną grę opisaną w Naturalnie i niestrudzenie interpretuję zatem jako równocześnie reistyczną i językową. To zabawa w pokazywanie języka, będącego tak organem, jak i mową własną. Wystawienie koniuszka języka w pierwszym wersie tekstu jest równoznaczne z gestem całkowitego odsłonięcia, odkrycia przed drugą osobą tego, co najbardziej intymne, bo powiązane nie tylko z fizjologią, ale też ze znaczeniem, z pozajęzykowym idiolektem, a tym samym z (zaryzykuję) prawdą o podmiotce tej czynności-wypowiedzi; prawdą, której nie sposób wyrazić przy pomocy mowy. Mimo że retardacja z końca utworu, figura odroczenia, będąca klasycznym elementem flirtu, sytuuje wiersz w rozpoznawalnych ramach erotyku, wysunięty język zdaje się być tutaj utożsamiony ze znaczeniem per se, jest – jak podpowiada tytuł – znaczeniem naturalnym, pochodzącym spoza systemu znaków i spoza mowy. To gest tak wyraziście intymny, że staje się zarzewiem erotycznej wymiany, która w tym wypadku prowadzona jest właściwie wyłącznie przy pomocy gestów, nie słów, bo przecież w przedstawionej scenie istotny okazuje się sam akt mówienia, a nie sens tego, co się mówi: „[…] powiedziałaś, / żebym ci coś powiedział. / Przycisnąłem twoje biodra / do podłogi i coś powiedziałem” – pisze Foks. Naturalnie i niestrudzenie jest wierszem mającym w sobie pewną bezpretensjonalną lekkość, niebanalnym i sensu stricto dialogicznym, zaadresowanym – jak wiele innych wierszy z Patriotki – do jednej konkretnej bohaterki, co sprawia, że czytelnik tej książki mimowolnie wchodzi w rolę podpatrywacza, który przez uchylone strony książki podgląda wysunięty koniuszek języka – a ja ci go teraz delikatnie wsunąłem, pewny, że mi go zaraz pokażesz.