ilu. Malwina Hajduk
[Erotyk jako gatunek w polskiej poezji ostatnich trzydziestu lat nie cieszył się dużą popularnością. A jednak zainteresowanie erotyzmem, cielesnością czy pornografią literacką, przejawiające się w twórczości autorek i autorów niejednokrotnie bardzo od siebie różnych, jest istotnym elementem krajobrazu poetyckiego. Antologia polskiej poezji erotycznej w odcinkach stanowi próbę pomyślenia, w jaki sposób erotyzm funkcjonuje w rodzimej liryce, zwłaszcza najnowszej. Każda odsłona cyklu składa się z jednego wybranego wiersza i krótkiego komentarza. Odcinki, choć w zamierzeniu autonomiczne i doraźne, razem tworzą katalektyczną (tj. złożoną z katalektów) mapę rozmaitych form erotycznych.]
Joanna Oparek
1.
Nie pytaj czy byłam w Berlinie zapytaj czy Berlin był we mnie
Tak bije dzwon John Donne John Donne John Donne
Możesz pytać mnie o inne miasta
jasne że byłam już wszędzie
i wszystko było we mnie
już!
zapytaj mnie o ciemne
zaułki przejścia parking
drewniany parawan na parkingu
i automat
o prześwietlone place i ulice
te ulice rozszerzają się nagle
rozjeżdżają się w górę i w dół
jest wjazd i wyjazd cztery pasma strachu
i zjeżdżam stąd
z prędkością świadka
w górę i w dół
jasne że mogłabym rozpoznać sprawców
dlatego spadam stąd
już! opuszczam miasto
a Berlin ciągnie się za mną rozrasta się
tak szybko jak uciekam przed nim
wyzwiska nie czynią go przeklętym a jego hańba
nie ujmuje sławie
to najlepsza część miasta dzielnica z potencjałem
z widokiem
cała panorama kultur jest tu
hańba kryje to jasnym tynkiem pociąga
aksamitnym asfaltem
jest spójnym projektem
niesubordynacja mieszkańców składa się na ten zamysł
i wykonanie
uciekinierzy i przybysze składają się
na tę rozedrganą możliwość
kosmopolityzm
daje Berlinowi przewagę ten gwałtowny rozwój
to seria incydentów
nic nie miałoby miejsca gdyby nowe nie wpadło w stare
młode nie wpadło na grube głodne na bogate
gdyby biel nie zmieszała się z brudem
gdyby kobieta nie uderzyła mężczyznę
a mężczyzna nie wszedł w kobietę ten ruch
zwielokrotniony przeszklony dźwięczny ruch
witryny sklepów emitują fale krótkich uniesień
tylko popatrz
jak drżą te podniecone dusze
wyeksponowane na poduszkach tiary kolie
wysadzane żywymi kamieniami czaszki Hirsta
brylant jak galareta meduza a bruk jak brzuch wieloryba
ba!
samego Moby Dicka
bo jakieś znaczenie musi kryć się we wszystkich rzeczach
i tłum posiada głębię a jego żądza osadza się
jak plankton
i falowanie tłumu służy temu brud jest jadalny
piękno jest strawne
i jakże piękne są gesty manekinów
gdy imitują naturalne ludzkie gesty
one stoją tak szybko ja uciekam tak
nieruchoma
że satelity skłonne są zignorować mnie!
(fragment poematu Berlin porn)
Rozpoczęcie wytyczania ścieżek, jakimi erotyzm dostaje się do współczesnej liryki polskiej, od lektury fragmentu poematu Berlin porn Joanny Oparek wydaje się nieoczywiste, ale jest też stosunkowo łatwym wybiegiem. Nieoczywiste, bo twórczość Oparek, jeśli kierować się kryterium ilościowym, jest w tym względzie niereprezentatywna. Jednocześnie w Berlin porn znaleźć można właściwie pełne spektrum pochodzących z dyskursów antropologicznego czy filozoficznego motywów i nawiązań, korespondujących z kulturowo-społeczno-politycznymi obrazami cielesności i seksualności. W tym sensie tom krakowskiej poetki sam w sobie stanowi komentarz do współczesnego erotyku. To książka pod wieloma względami – tak formalnie, jak i tematycznie – rozerotyzowana, graniczna, wręcz pornograficzna. Przy czym nie chodzi o autokreacyjną grę z własną podmiotowością, znaną polskim czytelniczkom i czytelnikom choćby z wierszy Marty Podgórnik, Szymona Słomczyńskiego czy Marcina Świetlickiego, a o świadomy namysł nad językami miłości, nad rolami płciowymi, marginesami norm kulturowych i społecznych, a nawet pojęciem normy jako takiej.
Berlin porn jest przy tym punktem szczególnym w biografii twórczej Oparek, której zainteresowania seksualnością i literacką pornografią sięgają przecież wcześniejszych utworów – poetyckich, prozatorskich, dramatycznych – i znajdują odzwierciedlenie także później. W Czerwiach, książce bezpośrednio poprzedzającej Berlin porn, erotyzm zasadniczo służył przechwyceniu zmaskulinizowanego dyskursu w celu zmapowania ról kulturowych, kwestii sprawczości i uległości. Wiersz Jej na dole, tematyzujący między innymi okulocentryzm – tradycyjnie postrzegany jako męskie narzędzie uprzedmiotowienia kobiet – kończy się frazą: „noga od stołu od dołu jest monumentalna”. Oparek wysuwa na pierwszy plan patrzenie z perspektywy uległego, przyznając sprawczość podmiotce, godzącej się na odegranie stereotypowej roli. W Mocnych skórach, białych płótnach erotyzm występuje z kolei w formie jakby mniej eksplicytnej: rzadziej służy problematyzacji kwestii płci i ciała, staje się narzędziem negocjacji społeczno-politycznych i częściej podszyty jest gniewem. „Teraz musimy uprawiać miłość na polu walki / czekać na deszcz / uprawiać miłość jak ryż” – pisze Oparek w wierszu Poletko. Między Czerwiami i Mocnymi skórami… lokuje się ów szczególny punkt: Berlin porn, gdzie krakowska poetka poddaje pod namysł pornografię i erotyzm – także erotyzm transgresyjno-ekstatyczny – oraz instrumentalizuje je na rozmaite sposoby, sięgając po różne języki i formy mówienia o ciele i seksualności, doprowadzając do granic i sprawdzając możliwości literackiej erotyki.
Z wielu mówiących wprost o seksualności i cielesności fragmentów poematu, niejednokrotnie dyskursywizujących erotyzm jako taki (choćby centralnych dla książki urywków 12., 15. czy 16.) wybieram znacznie mniej rozerotyzowaną część z początku. Poetycki opis Berlina już w pierwszym wersie zostaje przez autorkę sprzęgnięty z językiem miłosnym i cielesno-materialną wyobraźnią, które szybko stają się metaforą kulturowej panoramy miasta, jego twórczej i obyczajowej wolności. Ten wizerunek stolicy Niemiec wydawać się może naiwny, ale erotyka (a zwłaszcza pornografia) pozbawiona pierwiastka naiwności – tak ze strony twórcy, jak i odbiorcy – musi osunąć się w kicz. Stąd być może tak często Oparek sięga po estetykę kampu, rozszczelnia frazy przy pomocy ironii, przegaduje. To poezja nadmiaru słów i wrażeń, a jednocześnie nikt dziś chyba w polskiej lirycenie przegaduje tak pięknie i tak celnie jak autorka Czerwi.
Wprowadzoną już na samym początku seksualną metaforykę Oparek podbija frazą zbudowaną w oparciu o rytm i powtórzenie („tak bije dzwon John Donne John Donne John Donne”), jakby inicjalne, oddzielone światłami od części zasadniczej utworu wersy były próbą głosu, strojeniem się orkiestry tuż przed wykonaniem uwertury. O rytmie autorka pisze zresztą w jednym z późniejszych fragmentów: „świadomość ciała rośnie i rytm / wybija się coraz głośniej rytm także jest przekazem”. Cała książka Berlin porn zaczyna się zaś od nadzwyczaj rytmicznego i wyzyskującego potencjał powtórzenia wiersza Ferrari: „Kochanie tak bardzo naprawdę bardzo żałuję że nie chciałeś / nie chciałeś być mężczyzną który ma kochankę / który ma kochankę tak jak ma się nałóg albo sportowe auto / sportowe auto z odkrytym dachem […]”.
Zatarcie granicy, penetracyjna metafora przenikania się podmiotki oraz miasta, a także amorficzne wyobrażenie Berlina (którego ulice, place i skwery rozszerzają się i puchną, tętnią witalizmem, biegną przez parkingi podziemne, którego autostrady rozkładają się jak nogi, poddając się kolonizacji i kolonizując) organizują ten wiersz. Oparek mnoży kolejne obrazy, multiplikuje metafory i znaczenia z porządku erotycznego, poddaje się rytmowi i narzuconej sobie cielesno-seksualnej metaforyce. Komentuje zdawkowo kulturowy wizerunek miasta, jego strukturę społeczną i rolę gwałtu w historii jego rozwoju, aż do stanowiącego gwałt na samej konstrukcji utworu wykrzyknienia „ba!”, po którym następuje moment przesilenia. Moby Dick jest tu symbolem przepełnionym tak bardzo, że aż pustym: „[…] jakieś znaczenie musi kryć się we wszystkich rzeczach” – pisze (auto)ironicznie Oparek. Autorka Czerwi doprowadza ów samoreprodukujący się passus do punktu, w którym bohaterka wiersza niemalże traci swoją ontologiczną pewność („satelity skłonne są zignorować mnie!”), a ostatnie frazy są już niekonkluzywnym, w porę zaniechanym namysłem nad naturalnością i sztucznością: „jakże piękne są gesty manekinów / gdy imitują naturalne ludzkie gesty”.