Hej, ha! dalej i dalej
hej, ha! trupa realiów roznieśmy
To zrobi doskonale
mojej opowieści
Właśnie straciłam dziewictwo, a wszyscy wkoło już zabili swoich rodziców, tylko moi dalej żyli. Wciąż się zastanawiam, czy muszę ich mordować skoro nie mam na to ochoty? Nie po to jestem Su, żeby robić to, co reszta. Nawet jak to moja banda. Już i tak się dałam namówić z tym dupceniem. Mówili, że w pewnym wieku to konieczne, dobre dla cery oraz przyjemne. Ściągnęłam majtki, spróbowałam, a teraz wracam smutna, krew mi płynie po nodze i kurwa boli, większą przyjemność miałam, jak z pokrzyw ostatnio wychodziłam. Podziękuję za tę imprezę, żegnam oraz do widzenia. Oby tylko Szanghaj nie chciał tego powtórzyć, jak będziemy na morzu, bo zamknęłam kramik i lepiej, żeby się nie dobijał. Teraz czas na rzeczy ważne - dziś w nocy spadamy z tego łez padołu. W końcu! Nikt w mieście nie pokładał w nas szczególnych nadziei, ale też nie spodziewali się, że będziemy jakimś zagrożeniem. Aż reputacja nas wyprzedziła: spalone kościoły i banki, najlepsi hakerzy, najsprytniejsi shoplifterzy, najzdolniejsi dealerzy, niewinne dzieci zamieniły się w białe śmieci pod czarną banderą przestępstwa. Squatujemy budynki, w mury landlordów wpuszczamy szczury (mamy ich pod dostatkiem, bo żeby zostać jednym z nas trzeba oswoić szczura i czegoś się od niego nauczyć), dbamy o stare psy i nadajemy śmieciom nowe życie. Nie chcieliśmy słuchać tych bzdur wciskanych przez starych, którzy próbowali nas przekonać, że trup świata, na którym każą nam żyć nie śmierdzi. Myśleli, że będziemy uczyć się martwych zasad i używać pozornych słów, uwierzymy, że możemy wszystko, choć nie będziemy mieć nic poza pracą i odechce nam się stawiać opór. Otóż kurwa niekoniecznie. Zostaliśmy bandą bezużytecznych dzieciaków i dobrze się bawimy, a gdy pytają nas kim jesteśmy z dumą odpowiadamy: nikim. Ostatnimi czasy jednak dobra zabawa i demolka szła nam aż za dobrze i zaczęło robić się gorąco, także fuks, że napatoczyła się ta akcja ze Starą Piratką, a wraz z nią nakreślił się nasz plan wyprawy oraz rewolucji, o której od tylu nocy śniliśmy.
Wchodzę w swoją ulicę, w domu teraz nikogo, matka z ojcem na drugiej zmianie, także pakuję trochę ciuchów, suche żarcie, złoto matki, świnkę skarbonkę. Raz, raz zawijam się stąd, sajonara. Ale będzie jak się okaże, że wszyscy zajebali starych na marne, a ja se wyjadę i zostawię swoich przy życiu. No i elegancko. Ostatnie spojrzenie na tę marną chatę mojego dzieciństwa, rzucam rozpaloną zapałkę i idę. Psy ujadają, a szczury biegają mi między nogami.
Las przemierzam szybkim krokiem, bo Lupa i Ple już czekają na mnie w domku na drzewie. Pewnie wywąchali cały klej, jebani kiracze. Wpadli w te haje po uszy, ale jak już się ockną to dalej mają spoko pomysły i najładniej rysują mapy naszej podróży. Tylko straszne syfy się im porobiły wokół ust od worków z klejem i ciężko się patrzy, ale odwracam oczy i jakoś idzie. Reszta siedzi na garażach, kończą pracę nad furami i pakują do bagażników zbierane przez nas od tygodni dmuchańce i inne kajakosupy, którymi wypłyniemy na morze. Autko dla mnie skroiła i odpicowała taka Andżela, mega talent ma motoryzacyjny, pisała mi dziś, że wszystko jest tam pod kontrolą, a poza tym postawiła nam tarota i ma być elegancko. Veni, vidi, morski skarb vici. Ja jestem odpowiedzialna za mapy, wizje i kiraczy. Wspięłam się po drabinie do obszernej izby walącej butaprenem, a ci leżą i mamroczą coś do siebie. Nie narzekam, bo właśnie podczas jednego z takich klejowych tripów Ple objawiła się Stara Piratka, kazała nam się zebrać i ruszyć na morze. Pamiętam jak dziś, akurat mieliśmy imprezę pod domkiem, wszyscy z bandy odstawiali niezłe leśne pogo, a tu nagle Ple wstaje z drewnianej podłogi po drzemce, ścisza kaseciaka, z którego leciał Minor Threat i intonuje falsetem:
Kiedy klej zaszumi w głowie
Cały świat nabiera treści,
Wtedy chętnie słucha człowiek
Morskich opowieści
Piratka Stara, co wiele widziała
Radzi nam się puścić w morze
Tam znajdziemy łajbę widmo
i skarby w dziegciowej komorze
Mamy zrobić rewolucję
oraz sztukę swą wystawić
na morzu wszystko inaczej
można nieźle się zabawić
Stara Piratka ukazywała się nam potem jeszcze kilka razy, czasem widzieliśmy ją wszyscy, innym razem tylko wybrani. W każdym razie przekonała nas do założenia morskiej komuny. Skrupulatnie zbieraliśmy przekazywane przez nią informacje, notowaliśmy i rysowaliśmy mapy, żeby wiedzieć, gdzie może pojawić się statek widmo. Wyszła nam z tego obszerna i fachowa dokumentacja. Okręt, który mieliśmy zdobyć nosił miano Breast Milk, i z opowieści Piratki wynikało, że mimo iż zatonął dawno temu, cały ładunek, załoga i skarby zachowały się na nim w nienaruszonym stanie, a to za sprawą wiezionego dziegciu, który oblepił wszystko i zamknął w powietrznej kuli chroniąc przed działaniem morskiej wody. Mleko z cycka pojawiał się blisko brzegu i Stara mówiła, że dopłyniemy do niego nawet wpław. Ważny było tylko to, żeby wejść w mgły w odpowiednim momencie wschodu słońca i wbić się szturmem na pokład, w czym Piratka miała nam pomóc. Nasz abordaż nie mógł się nie udać, bo przychodziliśmy w pokoju.
– Zbierajcie dupy! – krzyczę do Ple i Lupy, szarpie nimi, żeby się ocknęli – Ruszamy! Powoli lądują, a ja w tym czasie pakuję mapy w wielkie teczki, zeszyty z przemówieniami Piratki w plastikowe torby. Lupa coś skomle, że mu się wisielec na maszcie objawił, ale koszę go szybką ripostą, że zaraz ja go powieszę i wysyłam Ple, żeby przyprowadził nasze motorki skitrane w szałasie nieopodal, bo już czas dołączyć do reszty na garażach.
Mija chwila i już jedziemy zapakowani w kolumnadzie naszych busów, aut, przyczep i motorów. Szanghaja widziałam w tłumie, ale udaje, że mnie nie zna, także dla mnie idealnie. Klaksony odpalone, droga nam się nie dłuży: ja, Andżela, Ple i Lupa i cztery szczury razem jesteśmy w osobówce. Docieramy na miejsce idealnie przed świtem i zaczynamy przygotowania do wyjścia w morze. Dmuchamy tratwy, pontony, wodujemy kajaki i inne koła ratunkowe. Ple i Lupa badają mapy i z kompasem wskazują kierunek, w którym mamy płynąć. Cała wesoła menażeria wpływa w poranne mgły, żeby dotrzeć na sam dół świata, a wręcz poza jego zgrabne łapki. Mija jakieś pół godziny, gdy otaczają nas wielkie macki, pomarszczone i żółte - to Stara Piratka wzięła nas w ramiona i niepostrzeżenie uniosła w powietrze tuląc do piersi, by przenieść na okręt widmo. Zdobywamy Breast Milk w pięknym stylu!
Ha, ha! To nie żaden szalej
ha, ha! Już na statku jesteśmy
Mamy widoki doskonałe
Rewolucja nas karmi i pieści
Statek faktycznie wygląda jak zaklęty w czasie, wszystko oklejone dziegciem i mgłą, ale bardzo gustowne. No i okazało się, że Stara Piratka jest tu szefową, czego nam wcześniej nie zdradziła. Na powitanie strzeliła przemowę o wyjątkowej mocy statku i o tym, że nie chce trzymać jej tylko dla siebie, pragnie podzielić się z innymi i wybrała nas, abyśmy jej w tym pomogli. Mogliśmy obejrzeć skarby, kufry złota, niesamowite instrumenty, naczynia i dzieła sztuki. Nasze szczury szybko polubiły się z tymi lokalnymi, a my rozgościliśmy się w kajutach. Jedyny minus był taki, że coś tam z tych widzeń Lupy się ziściło, bo na masztach wisiały zadziegciowane, idealnie zachowane trupy. Nie musieliśmy ich cały czas oglądać, ale na wieczór przewidziana była część artystyczna i to akurat na pokładzie. Sytuację uratowała Andżela, która nam wytłumaczyła, że wisielec w tarocie to dobry znak: nowy początek. A co innego nam się właśnie przydarza jeśli nie zaczynanie od nowa? Zupełna racja, coraz bardziej podoba mi się ta dziewczyna.
Wieczorne chmury wypełniły niebo i zerwał się wiatr, a my powoli wychodziliśmy na pokład ubrani w najlepsze łachy z plecaków. Stara Piratka stała z rozwianym włosem trzymając w ręku długi kij, na jego końcu powiewała wielka czarna piracka flaga, a na niej piersi tryskające mlekiem. Stara otworzyła usta i gardłowym głosem zaśpiewała:
Kto chce, ten niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Tak jak pokarm są dla ucha
morskie opowieści
Statek to miejsce, co karmi
Ciało słucha język czuje
Sacrum zamienia w profanum
I człowiek coś w końcu pojmuje
Bez płci i bez ducha
Słowo z ciałem razem przecie
I zabawie się oddają
Morskie opowieści
Bez podziałów i bez klasy
Czas na nowy świat
Nasze złoto się rozmnoży
I nakarmi ludzi szmat
W czasie, gdy gospodyni chrypiała swoją pieśń, cała nasza banda ruszyła po instrumenty i zrobiliśmy jej cudowny akompaniament. Nagle nabyliśmy umiejętności gry na flecie, cytrze, lirze, klawesynie i innych dziwactwach, co nas samych zaskoczyło, ale brzmiało bardzo dobrze. Szczury wspięły się na maszty i kołysały wisielcami do rytmu. Nasz koncert trwał jeszcze długo, a w jego czasie Piratka wyłożyła nam śpiewająco misję i drogę, którą na Breast Milku będziemy przemierzać, karmiąc i przygarniając innych, ucząc się nowych rzeczy, robiąc sztukę i dbając o świat wokół. Czasem zdarzy nam się napaść na inny, bardziej nowoczesny statek piratów, ale tylko po to by ich złupić i zostawić w bieliźnie, bo źle czynią. I tak sobie powolutku pływamy po wodach i oceanach, ale przynajmniej raz w roku jesteśmy w miejscu zatonięcia Breast Milka, u wybrzeży Bałtyku, więc jeśli ktoś dobrze wejdzie w mgłę o świcie to ma szansę wpaść w macki Starej Piratki i dołączyć do naszej bandy.