Frenezje. Ab ovo
Miasteczko jest małe z tych co zapraszają by usiąść ale tylko przyjezdnych miejscowi przeważnie już siedzą bez względu miejsca oparcia i status ontologiczny metafizyczny obywatelski w powietrzu wiruje coś w rodzaju powracającej goryczy która jak w dobrej herbacie pachnie słodyczą oraz pewna szlachetna odmiana duchowej solidarności czyli prawdziwa rzadkość wbrew twardym prawom fizyki wszystko bezszelestnie i bezkolizyjnie włącza się w obieg materii z czego szczęśliwie nic nie wynika obowiązują tylko najprostsze pytania: którędy tutaj się wchodzi gdzie bawią się dzieci dokąd najczęściej uchodzą godziny minuty jak się od nich opędzić lecz nikt o to nie pyta idąc tym tropem ulokowałem się przy jednej z czterech uliczek z pewnych względów najdogodniejszej i patrzę na zakład fryzjerski wielkości małego prowincjonalnego wzruszenia do którego lgną wszystkie tutejsze dziewczyny kobiety więc nie trzeba się za nimi specjalnie uganiać wystarczy nie ruszać się z miejsca i rzeczywiście kilka od razu widzę mój wzrok jednak przyciąga małe okienko tuż obok w którym wyraźnie widać zielony sedes a kiedy przyjrzeć się bliżej za tym pierwszym sedesem stoi ich więcej po prostu rzędy zielonych sedesów ciągnących się w nieskończoność jak na swój sposób ponury żart z nieważkości monotonnego życia którego nie ma nawet czym mierzyć po prostu puste przebiegi przestrzenie aorty aż kręci się w głowie aż swędzą pięty aż miałbym ochotę pstryknąć im fotkę ale nie wiedzieć czemu tego nie robię nigdy nie wiem jak się zachować w obliczu zielonych sedesów biblijnych pastwisk kosmicznych ciągów
liczbowych nigdy nie wiem jak usiedzieć w bezruchu wobec lotnych przejawów istnienia czy też przejawów jego lotności nigdy nie wiem jak wzrok mieć utkwiony uziemiony przyszpilony skoncentrowany wszystko się we mnie gotuje porusza duch materia obiegi kolizje lokacje statusy oparcia uliczki dzieci okienka sedesy dziewczynki czuję nawet pewną ponadczasową solidarność z tą transcendentalną banicją deportacją teleportacją poza fizyczny świat z tą kompulsywną peregrynacją donikąd z tą niewygodą związaną płynnymi więzami z rozwiązłą strukturą teraźniejszości zwłaszcza kiedy przyglądam się z bliska jej rozłożonym na elementy fundamentom fenomenom syndromom kwantom ulotnych wrażeń wyrażonym w niewymiernych współrzędnych zupełnie jak teraz w tym sennym miasteczku z bibułki mgły i astralnych oparów a potem jak zawsze budzę się w sposób najmniej oczekiwany i wszystko zaczyna się ab ovo począwszy od nagłych skrętów
na boki peryferia odnogi na rozbieraniu do snu nie kończąc.
Frenezje. Piosenka flisaków
Z chwilą gdy dni tworzące zator popłynęły swobodnie z nurtem zdarzeń przedsięwzięć emocji uwaga jaką im poświęcaliśmy musiała być w ciągłym ruchu tak to jest że gdyby ustała na chwilę lub dwie nie miałaby szans w starciu z ich wartkim przebiegiem tak to jest że podczas szybkiego biegu z przeszkodami lub bez widocznych przeszkód każdy może zostać zmiażdżony czymkolwiek choćby sobą choćby własną masą molową albo rażony energią własnego prądu tak to jest że każdy ma okazję zanurzyć się poniżej uszu i nie wypłynąć tak to jest że każdy ma szansę utonąć i tak to jest że wielu z niej skwapliwie korzysta a później musimy słuchać tych lipnych historii o ich heroicznych wyczynach osiągach szczerze mówiąc zwykłych przechwałek wybiegów poniżej pasa czy naprawdę po to przetrwaliśmy te wszystkie okresy burz i zaworów po to ocaleliśmy aby łykać te pouczające świadectwa jakbyśmy nie mieli dość własnych tak to jest że podczas spływu wątpliwych przewag w dół rzeki wydarzeń niejeden może zostać zmiażdżony zanim ma okazję utonąć więc może nie warto
zawczasu rozmyślać nad wyborem zakończeń nie zważając przy tym na przybór wód wracając natomiast do przeszkód których nie widać to jest ich dużo więcej i są groźniejsze powiedzmy przemierzasz widzialny świat a potykasz się o problemy ontologiczne powiedzmy dotykasz fizycznych ciał a rozkosz jest metafizyczna powiedzmy korzyść jest materialna lub biologiczna a strata zawsze bolesna transcendentalna albo na duchowy sposób komiczna nawet jeśli duch dawno sczezł przepadał albo go nigdy w pobliżu nie było na nic profesjonalne zarządzanie substancją mitologiczną przesunięcia w zakresie semantyki i semiologii na nic terapeutyczna funkcja literatury natura jest groźna lecz my jesteśmy groźniejsi życie jest niebezpieczne lecz my jesteśmy niebezpieczniejsi nasza miłość częściej zabija niż jest w stanie kogokolwiek ocalić zwłaszcza jeśli puścić nas w ruch
i nie odpuszczać.
Frenezje. De profundis
Przepraszam czy mogłaby pani mi pomóc nie mogę sobie poradzić z tą wodą z tymi ciekami strużkami zwałami jakby ze łzami ich molową tonacją chciałem powiedzieć „czy mogłabyś mi pomóc” ale to nawet trochę nie brzmi jak trochej ani amfibrach ani dyspondej nie układa się w pociągająco mknący nurt zdarzeń z którymi chcielibyśmy bez wahań mieć do czynienia nawet nieprzygotowani nawet gotowi na wszystko nawet na cud lub grecką tragedię nieszczęścia i szczęścia chodzą przecież po ludziach jak potop po losowo wybranych domach i sprzętach powiedzmy zastawie stołowej weselnych wspomnieniach biurkach z wierszami piwnicach pamięci pawlaczach chałupach na schwał i takich na każdą lub żadną kieszeń lub choćby wprost po ulicy razem z mknącymi po niej samochodami pełnymi zdaniami żywiołowymi okolicznikami i wołaczami na puszczy albo na wyspach takie koło fortuny kręcone siłami natury wespół z kulturą coś o tym wiem choć nie dlatego że wracam akurat znad stawów gdzie wiedziony naturą swojej kultury czy też pierwszą lepszą przerzutnią skojarzeń stanąłem o własnych siłach trzymając się ziemi gołymi stopami jakby to była linia najwyższego napięcia przed tablicą z magicznymi słowami: litoral pelagial profundal z powodu których krew zaczęła mi krążyć w żyłach w rytmie bardziej opacznym
niż te które grają mi w głowie na co dzień od lat inna sprawa że nie ma niczego transcendentnego subwersywnego ani ekstraordynaryjnego w strefach przybrzeżnych otwartej wodzie ani wodach głębokich o które się przecież nie tylko w tych trzech słowach rozchodzi ale biją z nich fale tak fantastycznych metafor że od razu zacząłem rozglądać się za parą zbawiennych kaloszy lecz nigdzie ich nie znalazłem bo taki jest tutaj obyczaj że nigdzie też żadnych poręczy ani pomocnych dłoni wiadomo rytmiczne stopy są jak przewlekły kaszel galopujące suchoty albo zwyczajny bronchit trudno się od nich uwolnić ale czy coś może się równać z głęboką wodą jaką funduje nam wartki profundal gromkie wołanie z daleka lub de profundis
którego nikt jakoś nie może zrozumieć chociaż nie jest to nowy język?