Trochę inne piosenki Biegnij uciekaj stąd Szybko Wyjedź, Jozue Zmykaj Stań do swojej bitwy Rób swoje rzeczy Zgubiłem okulary Nie widzę Jerycha Bo wicher wiąże sploty Moich włosów Zdaje się, że nic Nie jest proste Dotąd Nie mogę iść z tobą Nie powinienem Na Moście Brooklińskim Zezował Stał na krawędzi Ksiądz się zatrzymał i gadał A ja się tamtędy włóczyłem Widziałem wszystko po obu stronach Od środka i z zewnątrz ściśniętych szyj Ściśnięte rzeczy Gliniarze trzymali ludzi z dala Pani zza moich pleców Wybuchła mi w pachwinę „chore, chore, są chore osoby!” Cyrkowe akrobacje „mam nadzieję, że odpuści” Był na drugiej stronie balustrady Oczy miał szeroko rozognione, oboje Mokre od potu Usta rekina Podwinięte, brudne rękawy Ręce miał grube tatuowane Na ręce srebrny zegarek Widziałem zajączka w słońcu Bezużytecznie samotny Nie mogłem stać i się gapić Nie mogłem stać i się gapić, Bo w głębi serca | Nagle poczułem i zauważyłem, że Naprawdę chciałem Zobaczyć jak skacze. (tłum. Każdy z nich wie, Że wszyscy wiedzą i widzą to samo Wszystko to, co widzą ich łączy. Mogą gapić się na siebie zaćmieni Nie muszą mówić, nie muszą czuć się winni Że nie mają nic do powiedzenia. Codzienna nuda Przesiąknięta chwilowym szczęściem Z tego co szukają się skończyła, Bo znajdują drogę, by przekazać, że gotują pijawki Gigant wyłazi z gliny. Całe tłumy, pomyślałbym I ja tam byłem, kaszlałem na to z podniecenia) I odszedłem Tak bardzo chciałem zobaczyć jak skacze, Że musiałem odejść i się schować W mieście mieście Ogrodach ulic Między wszystkimi ludźmi na Ogrodach ulic Nogi w szortach na mojej twarzy „jedz! Jedz!” Nie potrzebuję innych ubrań Jak przechodzą ulicą. Czapki na czaszkach pną się Po sobie nad osoby Pudełka na buty suną Pęknięte płyty chodnika Wędkarze – Nagle zostałem zamieniony w Rybę Ale czy ktoś Chce być wędkarzem W tych czasach? Sam nie chcę być rybą. (swingująca Wanda jest W sercu Nowego Orleanu Włóczy się przez Pisane cegłą przekleństwa wulgarny lament |
| |
w mieście Nowy Jork) Nie, nie dadzą rady Odbić od brzegu ich rzeki Sam się w niej topię (ciekawe, czy skoczył Serio, ciekawe, czy skoczył) Skręcam za róg Żeby wyjść na brzeg I wyrwać się z rzeki Wciąż idę w górę Ja – zmierzę się I odkryję, Że to inna rzeka (tym razem król rex Błogosławi mi plastikowymi koralikami I gwizdkiem Tu-tu! Kartonowe pierścienie i mienie Królewski trakt. St. Claude i Esplanade Przejdź i ciągnij Wszystko zniekształcone Joe b. Stuart Biały poeta południa Podtrzymuje mnie Zmierzamy w stronę hacjendy Szafa gra i płonie Melanż rytmów płynie Wykopali mnie z baru dla czarnych Uliczny spontan Hipnotyczne gwiazdy wybuchają W zabójczej nocy Luizjany Wszystko jest nabite Ramię w ramię Przepych kamieni Chyba widziałem cię w przelocie wtedy Przy gubernatorze miedzi nie mieć) No dobra, też mogę wyjść z tej rzeki Na mrocznej ulicy Gdzie mam wielu przyjaciół Którzy patrzą na mnie Jakby coś wiedzieli | Sam nie wiem Rokko i jego bracia Mówią, że niektórzy Są gorsi do powieszenia ode mnie Nie chcę tego słyszeć Piłka do koszykówki spada przez Obręcz I przypominam sobie, że Uliczny teatr się zmył (czy ten koleś już skoczył?) Mentalne pająki Rozbiegają się po szóstej alei Manhattanu Rewolwery colt kaliber 45 Wystają zza ich odwłoków I po raz pierwszy W moim życiu Jestem dumny, że Nie przebrnąłem w całości Żadnego literackiego arcydzieła (i dlaczego chciałem widzieć tę biedną duszę tak bardzo martwą?) Po pierwsze dwoje ludzi schodzi się Ze sobą i chcą żeby im drzwi Poszerzyć. Po drugie inni Ludzie widzą co się dzieje i Przychodzą pomóc z drzwiami Żeby poszerzyć. Ci co przychodzą Chociaż nie mają nic więcej niż „ej, te drzwi trzeba poszerzyć” Do powiedzenia do tych, którzy byli Na miejscu przed nimi. Dochodzi do tego, Że cała rzecz się kręci wokół Pomysłu, by poszerzyć drzwi – nic więcej. Po trzecie: jest grupa, która istnieje teraz I jedyne co trzyma ich w przyjaźni Jest to, że chcą większych drzwi. Oczywiście, w końcu drzwi są większe. Po czwarte, Po poszerzeniu drzwi, Grupa musi znaleźć Coś innego, by trzymało Ich razem albo |
| |
Inaczej cała sprawa większych drzwi Okaże się Żenująca Na czternastej alei Spotkałem kogoś, Kogo znam z twarzy Chce mnie zamieszać W bójkę Chcę żebym był na Jego poziomie Tak szczerze, To chce ściągnąć Mnie tam Myślę grawitacja To mój jedyny wróg Samotność sprzęga Ręce i ściska cię z przeciwnymi osobami każdy musi robić rzeczy mieć zajęcie lud pracujący jest skupiony na weekendach ofiary systemu zapełniają kina i kto i z którego sadystycznego towarzystwa pochodzi co odtąd ma prawo potępiać innych jako prostaków których to jest wina i których naprawdę trzeba winić za to że jeden człowiek nosi broń to niemożliwe, że to on Niewolnicy nie mają żadnego koloru I połączenie łańcuchami Nie buduje żadnego konkretnego prawa Jak dobrym aktorem musisz być By zagrać Boga. (w Grecji, mała starsza pani Kobieta pracująca Spojrzała na mnie Potarła podbródek | I językiem migowym spytała Jak to możliwe, że jestem nieogolony „morze jest tutaj bardzo piękne” Odpowiedziałem Wskazując na mój podbródek. I uwierzyła Nie potrzebowała innego wyjaśnienia Uderzyłem w struny gitary Zatańczyła Zaśmiała się Jej bandana łopocze I też uświadomiłem sobie, Że ona tu umrze Na brzegu tego morza Jej śmierć jest pewna gdzie Moja śmierć jest nieznana I przyszło mi na myśl, że Kocham ją) Mówię z ludźmi codziennie, Tymi, którzy znajdują się w sytuacjach Dobre i złe to tylko słowa Wynalezione przez tych Którzy są więźniami sytuacji Na jakim podłożu znajduje się Grunt do oskarżenia Ponadto myślę, że Nie ma Jednej rzeczy gdziekolwiek W którymkolwiek miejscu, które ma Sens. Są tylko łzy I jest tylko żal. Nie ma problemów. Widziałem to, co kochałem Wyślizgnęło się znikło. I wciąż Kocham to, co straciłem ale biec I próbować złapać to byłoby Wielką chciwością W życiu więcej nie będę ścigał żywej duszy Żeby złapać i uwięzić w klatce Mojej miłości do siebie. |
Nie mogę uwierzyć, że mam Kogoś nienawidzić A kiedy tak jest to jedynie ze strachu i będę świadomy Nie znam odpowiedzi, ani prawdy Dla absolutnie żadnej żywej duszy I nie będę słuchał nikogo Kto prawi mi morały Nie ma czegoś takiego A ja mam wiele snów Więc idź Jozue Stań do swojej bitwy Ja muszę iść do lasów Na chwilę Mam nadzieję, że rozumiesz Ale jeśli nie To nieważne Będę z tobą Następnym razem Nie myśl o mnie Poradzę sobie, Po prostu idź naprzód, tam Dokładnie tam Rób, to co mówisz Że masz zamiar zrobić I kto wie Pewnego dnia Ktoś może nawet Napisze o tobie piosenkę *** | |
Another side of Bob Dylan (1964)