top of page

Beard of Breslau - Zanikające miasto: co zostało z Breslau we Wrocławiu?


Nasturcja Podolak, ilustracja

 

„Szczątki domów, resztki kolumn, kariatyd, wyrwy po bombach, oberwane ściany, kupy rumowisk kurzących dymem. I tak po krawędzie horyzontu.”

 

Panorama miasta, które ogłoszono pod koniec II Wojny Światowej twierdzą – Festung Breslau – po zakończeniu walk (toczonych od 16 lutego do 6 maja 1945 roku) była wręcz apokaliptyczna. Dawny, dumny Breslau, który przez prawie cały okres II Wojny Światowej był bezpieczną wyspą w morzu ognia walk, zniszczony został w 60 procentach, a niektóre jego dzielnice – w ponad 90 procentach. Pod tym względem stolica historycznego Śląska upodobniła się do innych miast, które szczególnie mocno ucierpiały w ostatniej wojnie: Berlina, Drezna czy Warszawy. Zniszczone budynki obróciły się w 19 milionów metrów sześciennych gruzu. Oprócz skali zniszczeń, których rozmiar podawał w wątpliwość sens odbudowy, miasto zostało trwale pozbawione swojej dotychczasowej ludności. Wysiedlenie breslauerów oznaczało zanik kultury lokalnej, na którą składały się specyfika obyczajowa i językowa oraz struktura społeczna i wyznaniowa. Rok 1945 przerwał ciągłość historyczną i kulturową miasta, które na gruzach miało zapuścić nowe, polskie korzenie. Nowi gospodarze, przybywający z różnych rejonów Polski, z wielkich miast i obszarów wiejskich – inteligencja, robotnicy, chłopi z bagażem różnic mentalnych i kulturowych – oni wszyscy musieli i chcieli stworzyć na nowo zastaną przestrzeń miasta. Wszechogarniające ruiny symbolizowały kres panowania Niemiec, szansę i nadzieję na postawienie nowych fundamentów oraz gospodarzenie tych nowych (starych) ziem.


Początkowo zastane gruzowiska odstraszają i są obce. Aby stały się „bliskie, swojskie”, należy „przekonstruować tożsamości zdestruowanej architektury”. Pierwszym, początkowo spontanicznym i nie zorganizowanym działaniem było usuwanie wszelkich śladów „poniemieckich” z przedmiotów i architektury, aby dom, ulica, zakład pracy, szkoła itp. stały się „swoje” i nie przypominały o niemieckiej bolesnej przeszłości. Wrocław, mimo ogromu zniszczeń, był pełen tych niemych śladów historii – dowodów obecności przegranego narodu niemieckiego, tak znienawidzonego i wrogiego.


Tuż po zakończeniu działań wojennych polscy komuniści umieścili trzy ważne punkty na liście celów do zrealizowania, co związane było z przejęciem od Niemiec ich dawnych ziem. Po pierwsze – przejęcie władzy politycznej, po drugie – wysiedlenie ludności niemieckiej oraz osiedlenie Polaków i po trzecie – wyeliminowanie bliżej niezdefiniowanej pozostałości kultury niemieckiej, a zarazem przywrócenie bliżej nieokreślonego historycznego (polskiego, słowiańskiego) charakteru regionu. Trzeci punkt znalazł od razu odzwierciedlenie w zarządzeniach rodzimej administracji. Nakazywano usuwanie niemieckich napisów, tablic i pomników, zmieniając jednocześnie nazwy miejscowości, ulic i jednostek geograficznych na polskie. Panowała powszechna zgoda, że oswojenie i zagospodarowanie nowego świata mogło zakończyć się sukcesem tylko pod warunkiem usunięcia śladów niemieckich oraz cierpliwej i konsekwentnej polonizacji krajobrazu kulturowego.


Paradoksalnie, krajobraz poniemieckich ruin stał się doskonałą okazją do zmierzenia się z dotychczasową historią miasta poprzez jej reinterpretację i ukształtowanie nowej pamięci społecznej wobec zastanych symboli i znaków, które były niezrozumiałe, obce i wrogie. Rok 1945 to nie była jedynie zmiana szyldu z Breslau na Wrocław, ale przede wszystkim zapisanie historii na nowo z jednoczesnym wymazaniem przeszłości i odcięciem się od niej. Okres pomiędzy tym, co stare i tym, co nowe, był czasem chaosu, niepewności i strachu, ale też nadziei, euforii i kreatywności. Pustka architektoniczna, urbanistyczna otchłań sprzyjała snuciu wyobrażeń o tym, co będzie, ale też tworzyła legendy i mity nowego porządku. Nowi Wrocławianie – Pionierzy na tym Dzikim Zachodzie – podejmowali, nie zawsze udane, próby asymilacji w odmiennym środowisku, z dala od grobów swoich bliskich, od tradycji oraz znajomej im przestrzeni i architektury; z dala od swojej wspólnoty, otoczeni niemieckojęzycznymi cmentarzami, obcymi sprzętami w domu, na ruinach wrogiego dotąd świata. Tak to opisał Andrzej Zawada:


Dla Polaków miasto było w 1945 roku obce i jego wyrazistej obcości nie byliby w stanie ani przyjąć, ani podtrzymać. Jednak obcość tego miasta znacznie osłabła w wyniku jego zniszczenia, co było okolicznością sprzyjającą. Obcość w stanie ruiny nie ma już siły, aby zachęcać do kontynuacji lub też sprowokować do kontestacji. Ruiny się po prostu sprząta.


Prowadzono walkę o polski charakter miasta i jego zewnętrzny wygląd, czyli o wszystko to, co było określane „odniemczaniem”. Działania te były realizowane wielotorowo. Usunięciu miały podlegać wszelkie ślady niemieckości z dużym naciskiem na te utrwalone w przestrzeni publicznej. Zmieniano informacje na drogowskazach, tablice z nazwami ulic, tabliczki znamionowe na obiektach. Tablice pamiątkowe czy pomniki zawierające treści symboliczne niszczono lub usuwano. Nie oszczędzono nawet cmentarzy, z których wiele bezpowrotnie zniknęło.


Wypędzając „niemieckiego ducha”, należało robić to w sposób widoczny i spektakularny. Doskonale do tego nadawały się właśnie monumenty. Stare, niemieckie pomniki miały służyć, po przetopieniu, jako materiał dla nowych, polskich posągów. Przetrwały nieliczne – te, które nie miały bezpośredniej wymowy politycznej czy narodowej lub z biegiem lat ją straciły. Zrzucanie z cokołów dawnych bohaterów i wrzucanie ich do pieca hutniczego lub na złom nie było pomysłem nowym. To była i jest praktyka podkreślająca zmiany ustrojowe, przejmowanie administracji, budowanie nowego porządku.

 

Nośnikiem pamięci po dawnym Breslau, tak skrzętnie rugowanym z pamięci i z miejskiego krajobrazu, stał się tynk – przekaziciel symbolicznych treści. Tak o „tynku” pisała Anna Markowska w leksykonie „Sztuka podręczna Wrocławia”:


Warstwa zaprawy lub gipsu na elewacji budynku stała się w powojennym Wrocławiu nośnikiem polityki historycznej. By z heterogenicznego społeczeństwa przybyszów zbudować spójną tożsamość wrocławian, trzeba było albo spod niemieckiego tynku wydobyć stary piastowski Wrocław (co było trudne), lub przeciwnie – teutońskie ślady zatynkować, czyli opancerzyć i osłonić toksyczne symbole, reklamy i napisy na sklepach, uniemożliwiające migracyjnemu społeczeństwu akulturację i stworzenie koherentnego organizmu (co było łatwiejsze). Już we wrześniu 1945 roku groziły kary za niemieckie napisy. […] Tynkowanie zmieniało zuchwały kaprys Stalina, dotyczący przesunięcia granic w logiczny akt historycznego determinizmu. Historia i tynk to więc zestaw tylko pozornie związany jedynie ze starzejącymi się kokietkami.


Ślady po Breslau były dosłownie wszędzie – nie tylko na budynkach publicznych i prywatnych, lecz również na lokalach usługowych, włazach kanalizacyjnych czy na drobnych przedmiotach codziennego użytku, np. naczyniach. Wzywano organy i instytucje do oczyszczenia słupów reklamowych ze starych ogłoszeń niemieckich i oklejenia ich jednokolorową makulaturą oraz do usunięcia wszelkich pozostałości niemieckich napisów, szyldów i reklam. Zalecano, aby napisy znajdujące się na elewacjach budynków przemalować wapnem z domieszką farby i mleka cementowego w kolorze na nich dominującym. Priorytetem było jednak odgruzowanie miasta. To wiązało się z dużymi kosztami, ogromnym nakładem pracy i bardziej prozaicznymi powodami, które w warunkach odbudowy, zapewnienia aprowizacji i przeciwdziałania przestępczości urastały do poważnych problemów, jak chociażby to, że do usunięcia napisów umieszczonych wysoko na budynkach konieczne były rusztowania. Zamiast farby, która się zmywała i odsłaniała niepożądaną treść, elewację należało otynkować. Nowi osadnicy mieli ważniejsze zmartwienia niż malowanie, skuwanie lub tynkowanie klatek schodowych czy fasad. Dominowały problemy dnia codziennego, z którymi należało się w pierwszej kolejności zmierzyć, czyli zapewnienie bezpieczeństwa rodzinie, zdobycie pożywienia oraz ogrzanie mieszkań. Warto podkreślić, że dzięki pośpiechowi, użyciu materiałów niskiej jakości oraz zatrudnieniu osób bez wiedzy technologicznej, niemieckie inskrypcje przetrwały do dzisiaj.


Dewastacja wszystkiego co niemieckie przyczyniła się do tego, że miasta i wsie Dolnego Śląska bezpowrotnie utraciły wielką część swoich estetycznych i historycznych walorów – zarówno tych drobnych, związanych z kulturą ludową regionu, jak i tych o wartości uniwersalnej, będącej częścią spuścizny kulturowej całej Europy. Podczas prac z użyciem młota i dłuta zniszczono również wielowiekowe napisy i epitafia o cennych walorach kulturowych. Interwencja konserwatora zabytków, który starał się ochronić kościoły i inne zabytkowe miejsca, nastąpiła zbyt późno. W maju 1948 roku Zarząd Miejski raportował, że „akcja usuwania niemczyzny na terenie miasta zasadniczo została zakończona”.


Dzisiaj, po ponad 70 latach od tamtych wydarzeń, dokonuje się pewien przełom w odnoszeniu się do tych niemieckich inskrypcji, które jeszcze się zachowały. Dynamiczny rozwój miasta i związane z tym remonty fasad kamienic są doskonałą okazją do odkrycia tego, co udało się schować lub czego nie udało się zniszczyć. Dzięki temu na nowo poznajemy dawne, przedwojenne miasto.


Napisy są dla większości obecnych mieszkańców intrygującym, ale i egzotycznym śladem przeszłości miasta, z którą nie łączą ich żadne realne związki emocjonalne. Jest to kolejna warstwa, jaką próbujemy odkryć we wrocławskim palimpseście, w którym nowe pokolenie wrocławian zapisuje swój własny, następny rozdział. Mimo opisanych wyżej inicjatyw podejmowanych przez ówcześnie rządzących, (zorganizowanych akcji propagandowych mobilizujących społeczeństwo, starań i wymuszeń) trud szeroko rozumianego odniemczania nie zakończył się pełnym sukcesem i dzięki temu prawie po 80 latach spod tynku w wielu miejscach wciąż patrzy Breslau. 


Maciej Wlazło a.k.a. Beard of Breslau 

 

Bibliografia:


1.       Łoboz P., Pierwsze takty muzyki, [w:] Trudnie dni. Wrocław 1945 we wspomnieniach pionierów, t. 1, red. M. Markowski, Wrocław 1960, s. 230-234.

2.       Nieszczerska M., Widoki i po-widoki. Ambiwalentny charakter powojennych ruin Wrocławia i Warszaw we Wspomnieniach mieszkańców, [w:] Czyj sen Wrocław śni? Od Wilhelmstadt do Centrum Południowego, red. A. Zabłocka–Kos, A. Pacholak, A. Podlejska, Wrocław 2023, s. 253.

3.       Markowska A., Sztuka podręczna Wrocławia, Wrocław 2018.

4.       Zawada A., Wrocławski genius loci, [w:] idem, Drugi Bresław, Wrocław 2015, s. 76–78.

5.       Thum G., Obce miasto Wrocław 1945 i potem, tłum. M. Słabicka, Wrocław 2008.

bottom of page