top of page

Barbara Rojek - Niemożliwe profanacje: o poezji Patryka Kosendy


grafika, Łukasz Szmaja



Na tyle okładki debiutanckiego tomiku Patryka Kosendy Robodramy w zieleniakach można przeczytać rekomendacje Roberta Rybickiego, którą kończy stwierdzenie: „Przeca to Nowy Aleksander Wat!”. Skojarzenie to chyba nikogo nie zdziwi, gdy weźmie się pod uwagę twórczość Wata z czasów JA z jednej strony i JA z drugiej strony mego mopsożelaznego piecyka (1919). Dziwność, która u Wata wpisywała się w nurty futuryzmu i pre-surrealizmu, u Kosendy bierze się z fascynacji estetyką weirdu i psychodelii. Interpretatorzy Wata (na przykład Tomas Venclova i Adam Dziadek) wskazują, że częstą strategią poety we wczesnych wierszach była profanacja jako gest anarchistyczny[1]. Przykładem niech będzie wiersz Policjant, w którym Bóg zostaje sportretowany jako tytułowy stróż prawa „o oku buldoga”[2]. Co ciekawe, również u Kosendy pojawia się forma zwrotu kojarząca się z apostrofą do Boga: „Surowy Psie Tego Świata” (DC 19)[3], inspirowana być może tym samym zestawem liter w angielskich słowach „god” i „dog”. Przywołuję to podobieństwo już w tym miejscu, ponieważ wydaje się, że prześlepionym i praktycznie nieporuszanym wątkiem w recepcji poezji Kosendy jest wykorzystywanie i przetwarzanie przez niego motywów religijnych oraz liturgicznych.


Wspomnienie o twórczości Wata nie ma w tym miejscu służyć budowaniu niedokładnej i efektownej analogii. Ma natomiast pokazać, w jak odmiennych rzeczywistościach kulturowych funkcjonują wiersze obu poetów, jak bardzo zmienia się zakres zabiegów artystycznych, dzięki którym dokonują różnych „profanacji”. W poezji Kosendy, w odróżnieniu od wczesnego Wata, skuteczność profanacji wydaje się już niemożliwa. Poecie zależy jednak chyba na samym geście, który ma profanacje udawać i znaczyć właśnie brakiem obrazoburczości.


W Robodramach w zieleniakach z 2019 roku czytelniczka jest wręcz zasypywana groteskowo przetworzonymi nawiązaniami do imaginarium liturgiczno-religijnego. Rzadko organizują one jednak cały wiersz. Elementy te zdają się działać według zasady, która wyznacza dynamikę całej książki: wszystko wykręcić, wywrócić na nice, skojarzyć z czymś niestosownym, żeby następnie wykorzystać do budowania świata poetyckiego, który rządzi się zupełnie innymi prawami. Jak pisze Kosenda:


Odstawiałem robodramy w zieleniakach,

Szukałem burdeli pełnych brzydkich, tanich

mężczyzn. Podmieniałem dzieciom baśnie na pasty

(RZ 42)


Wiele z nich wydaje się pokazem pomysłowości i dezynwoltury, z jakimi poeta pozwala sobie tworzyć skojarzenia czy współbrzmienia: „oto wielka piaskownica siarki” (RZ 9); „bozia wadliwa ale rychliwa” (RZ 26). Dobry przykład możemy odnaleźć w wierszu – Papa?! / - Za chwilę!:


Pieję do przyjmującego mocz Papy Smerfa:

No to kiedy mnie, kurwa, w końcu usynowisz?!

(...) byłby najbardziej niebieskim z moich ojców


Dowcip w wierszu ma nośność dzięki swojej prostocie i szczeniackości (niebieskość ojca jako Papy Smerfa i Ojca Niebieskiego). Znosi hierarchie kulturowo-symboliczne, łącząc ze sobą zupełnie różne rejestry. W ten właśnie sposób Kosenda odnosi się do Ojca i wszystkiego co ojcowskie, a więc zastane jako konieczne do respektowania: „Ojcowizna sieroco pląsa na dyskietce” (RZ 25). Nie robi tego jednak w naiwnie buntowniczym geście: właśnie dzięki temu, że mówi o tym za pomocą żartu, pokazuje łatwość, ale też niewielkie znaczenie, jakie przypisuje tego typu zabiegom.


Są jednak również miejsca, gdzie elementy religijne łączą się z wulgarnością bądź cielesnością: „Co wzrusza bardziej niż szczerbaty opat wyjący: / ZŁAPAAAŁEM PAAANA BOOOGA ZA KUUUŚKEE!” (RZ 11), „ogłosili pączkująca upadłość / i dostali pierwszej monstrancji” (RZ 12), „nasza klęska jebie hostią” (RZ 42). Te poetyckie wygibasy skutkują jednak tylko spostrzeżeniem, że żaden gest sięgnięcia po świętość, nie ma już u Kosendy potencjału profanacji. Stają się jedynie jej pustym odtworzeniem. Są dla poety równie nieznaczące, jak powtarzane i zamieniające się w kiksy powiedzenia:


bez pracy nie ma pracy i

żadna hańba nie hańbi a

zdrowa woda zdrowia doda

(RZ 15)


U autora ta obserwacja zostaje jednak przekuta w przekonanie, że skoro wszystko jest równie nieznaczące i bezwartościowe, to ze wszystkiego można budować nowe światy, zupełnie odcięte od pierwotnego wartościowania pojęć. Robodramy w zieleniakach wydają się właśnie takim szałem tworzenia, który mógł nastąpić jedynie po sprowadzeniu wszystkich elementów świata na ten sam poziom, a więc także pozbawieniu świętości i nietykalności.


W drugim tomiku poety Największy na świecie drewniany coaster z 2021 roku również znajdujemy dużo chwytliwych przetworzeń: „Pozwól sieciom podpinać się do mnie, ale potem się nie dziw” (DC 6). Pojawia się jednak więcej miejsc, w których skojarzenia religijne są Kosendzie potrzebne do powiedzenia czegoś konkretnego. Więcej też jest przypadków, kiedy stają się one elementem, wokół którego powstaje wiersz – jak w Nudy na pudy, skurwysyny:


Boże, coś coś tam odjebał na zwale.

A pan organista dziś grał minimale:

hostia na spółę w konfesjonale.


Odpokutowanko odnawia przymierze na miękko. (…)


Czasami po prostu wymodlę toksynę. Na

jutro, na czczo: opętać kolesia decydującego o losach komory

maszyny losującej. Panie, co pan wskrzeszasz dyrdymał?

(DC 21)


Pierwsze wersy, które pobrzmiewają pieśnią Boże coś Polskę, przypominają popisy i profanacje ze wcześniejszych wierszy. Utwór w całości jest jednak opisem praktyk religijnych: pokuta zamienia się w niewinne i dowcipne „odpokutowanko”, które odnawia „przymierze na miękko”, jakby do wyboru były różne rodzaje przymierza – niczym jajek w restauracji. Metafory religijne stają się również sposobem ironicznego opowiedzenia o człowieku, któremu wmawia się, że jest w pełni za siebie odpowiedzialny; jak w wierszu „Robinson Fazoe”: „Sceduj na siebie wyrób mannopodobny” (DC 43). Może zarówno coś wymodlić, jak i kogoś opętać, aby mieć wpływ na rzeczy z założenia losowe.


Kosenda używa więc elementów z wyobraźni i estetyki religijnej, żeby opowiedzieć o zależnościach władzy i sprawczości. W wierszu Cokolwiek powiesz plus jeden proroctwo pochodzi nie od Boga a od „fajnokracji miejscowej / teosceny” (DC 11). Umieszczana na nagrobkach sentencja „Bóg tak chciał”, tu pojawia się jako „głód tak chciał!”. Motyw głodu powraca na końcu wiersza jako determinujący ludzkie życie i myśli:


Co cię cuci? Co cię emanuje? Jesteśmy światełkiem do chleba,

świętszym od bełkotu. Krucyfiksem pod żebrem cukiernika,

relikwiarzem miążyszu pełnym. Grubiańskim ssaniem w obrządku.

Sky is the vomit. Pajda is the limit. Mam nasrane w baśni.


Podmiot, mówiący o sobie w liczbie mnogiej, wskazuje na zależność od podstawowych potrzeb materialnych. To umniejszanie sobie podkreślają dodatkowo podniosłe słowa: „krucyfiks”, „obrządek”, „grubiański”. By jednak opowiedzieć o tej dziwnej zależności władzy i podległości Kosendzie potrzebny jest nie tylko porządek religijny, ale także kliszowe sentencje motywacyjne („Sky is the limit”), których absurdalna trawestacja wskazuje wyraźnie na napięcie między wzniosłym znaczeniem a materialnymi potrzebami.


W innym miejscu poeta wykorzystuje formę litanii (Wynurzenia młodego Zagłady), żeby opowiedzieć o relacjach między wyznawcą i wyznawanym – niekoniecznie tylko w kontekście religijnym:


Ty, któryś włosy na plecach podcinał jak skrzydła krewkiego anioła! (…)

Ty, któryś marzeń słodkich tabu wbezcześcił do kluchej czeluści!

A nie, sorka pomyliłem cię z kimś (…)

ta no biznes jak biznes

czasem słońce, czasem wiatr w skarbonce dokładnie no nic lecę wyznawać

(DC 20)


Poeta pokazuje arbitralność wszystkich hierarchii, co wybrzmiewa tym bardziej, że podniosłe modlitwy układają się w absurdalne i psychodeliczne ciągi skojarzeń. Każdą modlitwę można jednak łatwo anulować, a „wyznawanie” staje się elementem „biznes as usual”.


Zatem poecie nie chodzi absolutnie ani o Boga, ani o zamach na związane z nim wartości, ponieważ współcześnie taki gest nie może być traktowany poważnie. Kosenda korzysta ze skojarzeń religijnych, które zostają przetrawione przez psychodeliczną wyobraźnie, aby opowiedzieć o dziwności sytuacji, w której znajduje się współczesny podmiot. Jak w wierszu Rzygające głowy, gdzie przetworzeniu ulegają słowa piosenki Barka, które zaczynają mówić o wyzysku i niewolniczej pracy:


Jestem uroczym człowiekiem.

Moim skarbem są lejce gotowe

do pracy tobą

i czyste pejcze

(DC 8)


Na znaczenie wiersza składa się zatem sam gest rzekomej profanacji i dowcip, który w całości opiera się na podmianie słów. Religia, która reprezentuje relacje władzy i hegemoniczne wartości, pojawia się już tylko w przedrzeźnionej wersji. W ten sposób poeta wskazuje też na swoją pozycję – tego, który nie zakłada możliwości walki, ani nawet wykonania realnie obrazoburczego gestu, a jedynie mówi o swojej absurdalnej, prekarnej sytuacji poprzez budowanie dziwnych obrazów dziką wyobraźnią i żartem. Profanacje Kosendy są więc niejako „post-watowskie”: świadome wyczerpania i poniekąd je tematyzujące. Jednocześnie to właśnie niemożliwość zdaje się ustanawiać reguły psychodelicznej gry Kosendy i otwierać przed nim możliwość kreacyjnie nieograniczone hierarchami i porządkami.


 

[1] Zob. A. Dziadek, Wstęp, [w:] A. Wat, Wybór wierszy, Wrocław 2008.

[2] A. Wat, Wybór wierszy, Wrocław 2008, s. 71.

[3] Dalej cytaty z Robodramów w Zieleniakach oznaczam jako RZ i numer strony, a cytaty z Największego na świecie drewnianego coastera oznaczam jako DC i numer strony.






bottom of page