obraz wygenerowany przez leonardo.ai
danse macabre
z dzikich piękności pokazały mi się dwie zagubione perliczki
syczące łabędzie prowadzące młode przez szuwary
zabawna brązowa kaczka na pomoście
przestraszona przez obcego mężczyznę z papierosem
korona stworzenia jezior
biała czapla o secesyjnej linii
z dziobem wiecznie skierowanym ku górze
występuje dla mnie jak gwiazda burleski
nigdy nie będzie bardziej naga
widzę ją moim szklanym okiem
i nie rozumiem czego nie rozumiem
stopy w piasku petrolowa ważka na ramieniu
ze śmiechem opowiadam jak prawie oblałam młodą polskę
wykładowca twierdził że nie posiadam odpowiedniej wrażliwości
parę lat po tych słowach popełnił samobójstwo
jego nazwisko w indeksie wciąż potwierdza moją niemożność
twoja ręka pnie się przez udo i zaciska na moim gardle
słyszę jak mówisz że jest tu coś nieprzyzwoitego
dlaczego cię kocham
lwie dachy podniebne dzwonnice szeregi kolumn ulice w których trzeba się spotkać
księżycowy żyrandol ze zgubionych pereł smutek syren kamienne łono prześwit nieba nad drzwiami azalie hortensje lawenda
pachnące miasto wilno
nieustanne wskrzeszanie umieranie miłości gzymsy pikują falują drżą ściągają wzrok tych których już nigdy nie zasmakujemy ceglany oranż i biel tynku na nim oparta dłoń chłód kamienia w tych stronach zawsze i tylko parzy książę nie będziesz już szczęśliwy
płonące miasto wilno
złote misericordiae nad całym tobą przypadkowa myśl o przemijaniu zaułek w bramie nieszczęśliwie opatrzonej bluszczem wieże świętych pogoń za kim właściwie kariatydy trzymają śledzionę białe kasetony w pałacu duchów pierwsza i ostatnia chwila powagi nic nad nią
smutne miasto wilno
od jutra do jutra niekończąca pieszczota echo rozmigotanie komór agrestowe wino nielitwo nieojczyzno niemoja
gdybyś umarło dziś czy ktoś powiedziałby że umarłoś za wcześnie
rok skorpiona
kiedy mówiłam że będę twoim planem b nie myślałam że weźmiesz to na serio
dobiegam już lepszych lat i mam rozkosz z trzymania w dłoniach wiklinowych koszy
psich łap i palenia mentoli pod daszkiem podczas deszczu
mam myśli w których trzymam broń oburącz i strzelam do ludzi którzy krzywdzą zwierzęta
mogłabym być psią żołnierką i kocim komando zemstą w którą wierzą wszyscy
patrzę na tę samą ulicę spódnicę i drzewo codziennie przekładam stopy przez ten sam
próg to samo wstawanie zasypianie ale dalej powątpiewam
w rytm ten sam zapach pleśni który dawno przestał być przykry i teraz wita mnie
wierniej niż kawa
te same oczy wpijają we mnie lustrzany wzrok i pytają czy wzięłaś leki ubrałaś majtki posmarowałaś twarz kremem pościeliłaś łóżko
rozkład poetki
moje cyce
jak donice
mają ziemię
zamiast mleka
sierpień w nowiu
chłód twojego dziennika
siennika
języka
który przeniósł mnie przez straty
gruszki i pomarańcze
gorzko smakuję
w wysokiej jakości skali szarości
która cię nie dotyczy
jestem miastem macoch
jestem pustkowiem
jestem mlekiem z łez
krzyżowo parzę skórkę
nacieram solą majerankiem i myślą intymną
piżmem gałązki pomidora